Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Miśkowy szlak


Fundacje działają na różne sposoby. Są takie, w których pracujemy jak na etacie, wykonujemy w tygodniu określone zadania, piszemy stosowny raport, oddajemy przełożonym teczkę i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku idziemy do domu, ciesząc się jak bardzo byliśmy społeczni. W nowy tydzień wchodzimy pełni najlepszych chęci, jednocześnie licząc, że lider nie wpadnie na żaden szalony pomysł i nie zmieni zakresu naszych kompetencji.
Działanie w takiej fundacji, jest bardzo stabilne, nudne i w sumie ograniczające dalszy rozwój, bo prezes najbardziej boi się zbytniego zaangażowania upatrując w nim realnej konkurencji.
Takie organizacje działają sobie na niwie społecznej w ciszy i spokoju, trwają wykonując jakieś ruchy, ale bez istotnego przełożenia na skalę regionu, gminy czy też kraju.
 
I są fundacje podobne do Kociej Mamy, gdzie lider jest wizjonerem, stworzył organizację nie dla pozyskania bezpiecznego etatu, ale z potrzeby serca, z ogromnej pasji, jest osobą odważną, o jasno sprecyzowanych poglądach, z wyobraźnią, żądną zmian. Nie godzi się na bylejakość, nie równa w dół, a wręcz przeciwnie, motywuje do pracy, zmian, szukania nowych rozwiązań. Potrafi tak prowadzić grupę, że indywidualne predyspozycje i zdolności wolontariuszy mają wpływ na kondycję całej firmy, dzięki czemu podnosi jakość pracy organizacji wykorzystując ich fachową wiedzę. 
Takie fundacje szybko rosną, rozwijają się, nabierają rozgłosu. Nawet jeśli ich działania nie są pokrewne naszym zainteresowaniom, budzą respekt, podziw i uznanie, stają się wzorem, często przykładem, niekiedy nawet obiektem zazdrości.
W takiej fundacji nie ma konfliktu interesów, bo każdy zabiega o to samo: o dobre notowania, prestiż, stabilność i wiarygodność.

Olgę raz poprosiłam o miśki z Australii, chciałam zrobić prezent -niespodziankę dzieciakom ze szkoły przyszpitalnej w Centrum Zdrowia Matki Polki, którą opiekujemy się od lat.

Miśki dotarły, pokonały długą drogę, emisariusze słońca, radości, wywołały uśmiech, dały odrobinę szczęścia. 
Więcej nie prosiłam. Nie musiałam. Olga już ma świadomość jak może mi pomagać. Całkiem niedawno pisze:
- Iza, lecą kolejne, ale tym razem dorzuciłam kilka gadżetów na bazarek, przekaż Ani, niech wystawi.
 
Proszę z ręką na sercu mi powiedzieć, która szefowa tak ma? Mimo tysięcy kilometrów, jakie nas teraz dzielą, Olga ma świadomość, jak muszę się szarpać, by utrzymać stado ponad stu kotów. Nie muszę prosić, tłumaczyć, o nic zabiegać. Na ile może, na ile pozwalają okoliczności, dziewczyna myśli o fundacji, która jest jej bliska i stara się ją wesprzeć.
Takich Olg mam kilka. Dodają mi one siły i wiary w sens, że warto było założyć Kocią Mamę.
Bardzo doceniam fakt, że są ludzie, którzy murem przy mnie stoją, rozumieją moje niepokoje, zmienne nastroje, czasem  wybuchy, zmęczenie, nie mówiąc już o zniecierpliwieniu czy pośpiechu. Ja też potrafię dużo wolontariuszkom wybaczyć, ale nie znoszę kłamstwa, ignorancji i bycia samolubnym.

Na szczęście egoiści nie zagrzewają zbyt długo miejsca w Kociej Mamie.
Olga, miała być laurka i jest, zatem czekam co tam znowu mi przyślesz, wszystko zamienię na karmę i leki, tego możesz być pewna.
 
Wpis: 14.10.2016