Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Mam sponsora na wyłączność

 

Zaczęło się niewinnie, od jakiś krótkich wiadomości przesyłanych mi na skrzynkę fundacyjną.
Najpierw było oficjalnie:
- Pani Izo... ja tak naprawdę nie lubię kotów, ale ktoś kiedyś mi podesłał link do strony internetowej kociej mamy. Zajrzałem na stronkę, poczytałem, może będę jakoś mógł pomóc?
- Ale jak? - pytam odpisując dużo za późno. Tak to ze mną jest, ciągle zaległości, z każdym dniem piętrzą się coraz bardziej... Przepraszam, wyjaśniam... W odpowiedzi słyszę:
- Spokojnie, nie ma problemu, rozumiem...
Moje zdziwienie! Jak to, jest chętny do pomocy i umie czekać? Już mi się człowiek podoba!
Kilka lat pomagał mi anonimowo, bo oprócz konta, z którego szły przelewy dla FKM nie znałam kompletnie człowieka.
Kiedy zajęta ratowaniem kotów, które umierały w wyniku epidemii, zapomniałam odebrać pieniądze, po raz pierwszy stracił do mnie cierpliwość.
Grzmiał:
- Do czego to jest podobne! Ja wysyłam pieniądze, a Tobie nie chce się po nie iść! Piękna postawa!!! Jesteś na dobrej drodze, żeby stracić moją pomoc! Co za kobieta...
Przełamane zostały lody, już nie byłam panią Izą. Przez swoje zachowanie naraziłam się na złość sponsora, pięknie! W sumie miał rację, pomaga, mógł się moim zachowaniem poczuć dotknięty, ale ze mną nic nie jest proste. Kiedy już ktoś mnie pozna, zrozumie w jakim żyje tempie, ile mam rozmaitych zajęć na głowie, wybacza mi drobne potknięcia, rozumie, iż nie dzieją się w wyniku mej złej woli czy arogancji. Zwyczajnie na stan mojej skłonności do gubienia pewnych spraw miało też zachowanie dziewcząt z Fundacji, brakowało im pewności we własne możliwości i zawsze wolały schować się bezpiecznie za szefową tłumacząc, iż ona wie najlepiej, a mnie wprost proporcjonalnie do przybywających wolontariuszek rosła lista zaległości. Każda miała jakiś pomysł, ale finalizację zostawiała szefowej. Ja nie chcąc studzić zapału do pracy, przejmowałam za nie realizację niekiedy dziwnych pomysłów, aż doszło do paradoksu, kiedy umęczona totalnie zadzwoniłam do Emilki mówiąc: "Jestem na krawędzi wytrzymałości, telefon dzwoni non stop, każda coś ode mnie chce, nie mam czasu na sen, na zajęcie się domem, na pracę, na odrobinę prywatności, nienawidzę swojej Fundacji, chcę ja zamknąć" - rozpłakałam się i odłożyłam słuchawkę...
Na taki stan mego umysłu nałożyła się afera ze sponsorem.
Nie wiem co się zadziało w grupie, faktem jest, że od tamtej pory trwa nieustająca akcja zabierania obowiązków szefowej. Ze sponsorem też komunikacja się ustabilizowała, pewnego dnia oznajmił mi krótko:
- Nie będę więcej wykonywał przelewów na konto, dość masz na głowie obowiązków, żeby chodzić do banku odebrać pieniądze, będziemy razem jeździć na zakupy, wcześniej otrzymasz informację, jaką masz kwotę do dyspozycji, wybierzesz najpotrzebniejsze rzeczy dla Fundacji, jak przylecę do Polski spotkamy się w sklepie!
Słuchałam i myślałam, że to mi się śni, nie dzieją się takie cuda na świecie, a jednak!!! Taki stan trwa od kilku lat, na hasło "kupiłem bilet", ja przygotowuję listę potrzeb. Jest hojny, nie lubi kotów, ale szanuje moją pasję. Nic ode mnie ani od Fundacji nie chce. Nie muszę mu leczyć kotów, bo ich nie ma, nie podsyła mi w ramach długu wdzięczności znajomych czy przyjaciół, bym pomogła z kotami, nie zleca interwencji. Zwyczajnie, a raczej niecodziennie jak dla mnie, jest to jedyny przykład bezinteresownej pomocy, z jakim się spotykam pierwszy raz przez te wszystkie lata, kiedy poruszam się w kocio - ludzkiej przestrzeni!
Tak wygląda nasza przyjaźń!
Do tego stopnia jest dziwny, że nawet nie chce oficjalnych podziękowań. Sama świadomość, że mi pomaga, moja wdzięczność, słowa "dziękuję Ci bardzo, znowu pomogłeś mi we właściwym czasie, jestem Ci bardzo wdzięczna... Nie tylko za sponsorowanie karmy... Tyle lat przymykasz oko na moje kaprysy, znosisz wybuchy, kiedy tracę spokój jak umierają mi koty... Zawsze mogę na Ciebie liczyć".
Im bardziej staram się mu pokazać jaki jest wyjątkowy, jak cenię jego przyjaźń, tym bardziej się jeży, burczy, furczy na mnie! Daj spokój, już się nie rozkręcaj z tym chwaleniem... Iza!!! Natychmiast przestań, bo nic więcej nie kupię dla tych Twoich kotów! Ten argument zawsze działa!
Ale co swoje zawsze zdążę Mu nagadać!

Tym razem przyleciał nieoczekiwanie, gdy zadzwonił nie było czasu na zbędne rozmowy:
- Jestem tylko na dwa dni, masz tysiąc złotych, szykuj zakupy... Zadzwoń jak przygotujesz wszystko.
Taki oschły bywa rzadko, nie wnikam, nie dopytuję, widocznie ma powody.

Jedzenie mam, a On poleciał, oboje żyjemy w szalonym wirze, tym razem nie było nawet czasu na pogawędkę, na chwilkę bycia razem. Nic Mu nie mogłam opowiedzieć, zwierzyć się z obaw, podzielić troskami... Życie i te jego niezapowiedziane atrakcje! Ale są telefony, kiedy bardzo chce się porozmawiać, są e-maile, czaty. Na szczęście w dobie internetu nie trudno odnaleźć drugą osobę, zdobycze cywilizacji pomagają i ułatwiają nam życie, zbliżają ludzi, przełamują bariery, topią lody...
Już się cieszę na kolejne spotkanie, nawet jeśli zapomnisz zabrać sponsorze te swoje słynne karty kredytowe!

Dziękuję raz jeszcze za wszystko! Wróć do Polski, a dam Ci kota do adopcji!

 

Wpis: 21.102013