Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Magiczna Siódemka

  • fot. Agnieszka Zapart
    fot. Agnieszka Zapart

 

Dzień był piękny, wiosenny, świeciło słońce. Wracałyśmy do Łodzi po wyjątkowo udanych zajęciach edukacyjnych w Piotrkowie. Siedziałam obok Karoliny i relaksowałam się grając w jakąś śmieszną grę, którą dla żartów zainstalowała mi w telefonie Emilka. Oczywiście ten fakt nie pozostał bez komentarzy, Karolina zaczęła sypać jak z rękawa śmieszne historyjki na mój temat. Wiadomo, że Szefowej przydarzyć się może wszystko, co najdziwniejsze, nietypowe i niezwykłe...


Słychać było radosny śmiech, dziewczyny bawiły się świetnie słuchając tych opowieści i komentarzy. Byłam bardzo szczęśliwa, kątem oka patrzyłam na Karolę, Magdę, Renatkę... Niewiarygodne jak się zmieniły od chwili, gdy trafiły do mnie...

Karolina i jej pomysły, nieraz były powodem mojej złości, ale wyrosła, dojrzała pod moim okiem i teraz jest fantastyczną młodą kobietą...

Magda - z nią też nie miałam łatwo zanim uwierzyła, że z tej Fundacji się nie odchodzi ot tak sobie, tylko dlatego, że Szefowa ma twardą rękę i jest wymagająca.

Renatka - jej metamorfoza jest niezwykła. To już nie ta sama osoba - niepewna, zagubiona, która podczas naszego poznania nieśmiało zapytała, czy może się do mnie przytulić. Co czas uczynił z tych młodych kobiet, co zrobiła z nich Fundacja i ja, goniąca życie Szefowa?
Teraz już każda z nich umie walczyć o swoje zdanie.

Młode kobiety - one są przyszłością Kociej Mamy, przecież ja wieczna nie będę... Mają wpojone dobre zasady, wiedzą co to uczciwość, prawość, dobre serce...


Takie myśli krążyły mi po głowie, kiedy Magda odebrała telefon. Zauważyłam jak nagle zmienił się jej głos. Zaczęła mówić ciszej, wolniej, jakby między pytaniami analizowała sytuację...
- Magda co się dzieje? - pytam. Znam ją przecież doskonale.
- No jest interwencja: pan znalazł w kontenerze, na wysypisku śmieci 7 kociąt, są jeszcze ślepe... Pyta czy przyjmiemy. Mamy jakąś mamkę?
- Mamy - uspokajam ją natychmiast. - Dzwoń, pomożemy.

Ale jednocześnie, przy okazji tej interwencji chciałam przeprowadzić mały sondaż wśród ludzi, którzy dużo piszą jacy to są społeczni, zaangażowani w pomoc zwierzakom, chciałam sprawdzić ich rzeczywistą aktywność w sytuacji kryzysowej. Miałam nadzieję, że się nie rozczaruję...
Poprosiłam:

- Renatka, Ty pisz informację na fesja, że potrzebna jest kotka-mamka:  Jest siedem sierot kocich, Fundacja Kocia Mama pokryje wszelkie koszty związane z opieką.

Pomysł w takiej sytuacji zawsze jest jeden i najważniejszy: zabrać starsze, kocie dzieci matce, nawet takie 5 - 6 tygodniowe i dokarmić, a noworodki podłożyć mamce, bo wtedy mają większe szanse na przeżycie. Karmienie osesków przez wolontariuszki różnie się kończyło mimo najlepszych chęci.


Do 17.30 była cisza. Internet powielał nasz apel, ale nikt nie zaoferował pomocy.
Na naszą prośbę o pomoc nie było żadnej odpowiedzi, nie zgłosił się nikt kto chciałby "pożyczyć" nam kotkę.
Nie wierzę, mówiąc szczerze, że w promieniu 30 km od Łodzi nie ma nikogo,  komu by się przez przypadek okociła kotka... Sądzę, że ludzie po prostu nie chcą przyjmować na siebie dodatkowych obowiązków. Po cóż mają wykazywać najmniejszą nawet aktywność, kiedy i tak im Fundacja pomoże, gdy za 4 tygodnie zwrócą się o przyjęcie pod skrzydła FKM bezdomnych kociaków. Nikt nie będzie czynił trudności, bo to nie koty winne są ludzkiej małości i obojętności.

Jest mi zwyczajnie przykro, bo przecież mamy tylu zwolenników, szkoda tylko, że znają oni zawsze drogę, gdy to Fundacja ma im pomóc.


Na szczęście jest w naszej grupie osoba o wielkim sercu, Elżbieta. Poprosiła swoją siostrę Małgorzatę, by użyczyła nam kotki Frani. Kicia karmi właśnie jedno maleństwo, ma ono teraz 4 tygodnie.


Z wielką obawą jechałyśmy z Magdą podłożyć kociaki, Frania ma ponad 10 lat, nie jest pierwszej młodości...

Ale kotki to wyjątkowe matki. Frania jakby wyczuła powagę chwili, była bardzo spokojna kiedy zabrałam jej kociątko - maleńką Malinkę, a Magda w tym czasie wkładała do pudła jedno małe za drugim, całą siódemkę. Frania nawet się nie zawahała, nie wykazała żadnego zaniepokojenia, że nagle jedno małe kocię tak się sklonowało i zrobiło się ciasno w jej pudełku. Bardzo delikatnie umyła je, a potem nakarmiła. Wszyscy odetchnęli z ulgą!


Magda zabrała Franię z nowym przychówkiem do domu, ja zaś Malinkę. Przede mną też było trudne zadanie: muszę szybko nauczyć kociątko samodzielności, inaczej ja będę musiała przejąć obowiązki Frani - karmić, masować brzuszek, pielęgnować.
Pierwsza noc była niezwykle trudna. Czuwałyśmy obie, każda w swoim domu. Magda co rusz zaglądała do kociego legowiska sprawdzając jak Frania radzi sobie z całym stadkiem, ja natomiast owinęłam mojego niemowlaka w pieluszkę i zabrałam ze sobą do łóżka. Tak było dla mnie wygodniej, bo nie musiałam wstawać, a mała czuła się bezpiecznie, jakby spała z matką, nawet nie płakała za bardzo.


I tak to się szczęśliwie zakończył pierwszy pierwszy rozdział opowieści o kocich podrzutkach.

Teraz rosną bezpieczne pod czujnym okiem Magdy, a Malinka po czterech dniach zaczęła sama jeść.

Pięknie się wszystko układa, kiedy ludzie podejmują walkę realną, by ratować koty, a nie skupiają się tylko na pełnych pompatyzmu postach pisanych z niezwykłą częstotliwością na przeróżnych forach. Jest to niestety tylko pozorna aktywność.

 

Wpis: 16.04.2014