Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Lubochnia po raz ostatni


Tak jak planowałam z Jaśminą i Martynką, całość interwencji jaką podjęłyśmy w Lubochni podzieliłyśmy na dwa etapy.
Pierwszy, trudniejszy, przyjęłam na siebie, z prostej przyczyny: po rekonesansie wiedziałam, na jakie kłopoty może trafić Jaśmina i postanowiłam przygotować jej grunt tak, żeby mogła zająć się tylko łapaniem kotów. Mnie natomiast pozostała trudniejsza kwestia - właściwe ułożenie relacji i opanowanie mało komfortowej sytuacji.
Po tylu latach spędzonych na różnego rodzaju interwencjach, umiem już bez zbędnych emocji ze swej strony osiągnąć zamierzony efekt.
 
Ponieważ stado liczyło aż 12 kotów, postanowiłyśmy taktycznie podzielić łapanie na dwie tury. Po wyłapaniu pierwszej grupy, łatwiej było odłowić pozostałe 6 futrzaków. Kiedy Martyna i Jaśmina pojechały do Lubochni, na szczęście nie musiały już wysłuchiwać tyrady, jaką mnie tam przywitano. Opowieści z cyklu co się komu należy, nie bardzo są na miejscu, szczególnie w odniesieniu do ludzi pracujących wolontaryjnie. 
Doskonale rozumiem, że bieda, nieświadomość, brak zaradności i życiowego sprytu powodują różnego rodzaju frustracje, ale skoro trafia się w końcu na taką Fundację jak nasza, która skutecznie pomaga mimo, iż mogłaby odwrócić głowę, byłoby bardziej na miejscu zapytać w czym mogę pomóc, a nie tylko się dąsać.
Przecież tak naprawdę, to nikt przy zdrowych zmysłach nie generowałby wydatków, a już tym bardziej nie angażował tylu ludzi, żeby zabezpieczyć stado kotów mieszkających gdzieś od lasem. Na co komu taki kłopot?
 
Cała interwencja od początku do końca była pilotowana przez moje wolontariuszki. Sprzęt, transport, opłacenie zabiegów w lecznicy, wszelkie koszty pokrywała Fundacja. Dziewczyna opiekująca się kotami przekazała 100 zł na paliwo, taki był jej wkład. Dobre i to. 
 
A jeszcze żeby było śmieszniej, próbowano na mnie wymóc decyzję, że zabiorę kilka kotów do Łodzi, że niby są odpowiednie do adopcji.
Tylko komu mam proponować dzikie koty?
 
Jaśmina z Martynką sprawiły się na medal. Złapały kolejną szóstkę kotów, a wśród nich niestety 4 kotne kotki.
Uważam, że mimo małych spięć bardzo szybko i sprawnie przebiegła ta interwencja. Zwłaszcza mając na uwadze problem z odległością, trudnościami obiektywnymi i jeszcze kilkoma problemami wynikającymi z przechowaniem kocic po zabiegach. Jakoś udało się nad wszystkim zapanować. 
Plan został wykonany w 100% w tydzień! Zakończona interwencja!

Każdego dnia, coraz bardziej jestem dumna z bycia Szefową takiej organizacji!!!
Nigdy, nawet w najśmielszych marzeniach nie mogłam przypuszczać, że trafią mi się takie dziewczyny. 
Dawno przebrzmiałe hasła: odpowiedzialność, duma, praworządność, uczciwość, przyjaźń, wyprane z wartości przez ludzi goniących za karierą,  u nas nabierają sensu ponownie, odradzają się poprzez zachowanie moich wolontariuszek! 

Czasem myślę, że po to założyłam kocią Fundację, żeby mogły się w niej schronić kobiety z innej bajki, które widzą i chcą więcej.

A najmilszy jest fakt, że mimo krążącej opinii, jaka to jest Iza Milińska wymagająca, każdego dnia coraz to nowe dziewczyny dołączają do Fundacji!
Te fakty mówią same za siebie!!
 
Wpis: 25.06.2013