Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Liczyły się godziny


To interwencja z cyklu ratujących kocie życie.
Zaczęła się dość typowo. Do Fundacji zgłosiła się dziewczyna, której żal było kociej rodziny mieszkającej gdzieś w komórce na Bałutach. Matka prowadzała kilka smarków zaropiałych, ewidentnie chorych. Nie trzeba być wybitnym specjalistą od zachowania kotów, weterynarzem czy nawet wolontariuszem, by dostrzec powagę sytuacji, kojarząc właściwie fakty. Późna jesień, czas deszczy i zimnych wiatrów. W tym roku nie była nam dana przez wszystkich tak lubiana Złota Polska Jesień. Lato jakoś niepostrzeżenie przeszło w słoty i przykre niepogody. 
Dziewczyna, młoda matka, wiadomo wtedy empatia mocniej działa, szukała drogi by pomóc innej mamie. 
Trafiła na Kocią Mamę i na Anię wypożyczającą sprzęt. 
Kilka lat pracy w Fundacji wyrabia doświadczenie, może niekoniecznie w kontaktach z karmicielami, bo tu nigdy nie wiemy czym nas zaskoczą, ale posiadamy wiedzę, jak się właściwie zachować, by skutecznie koty ratować.
Jedną z cech, które niezwykle usprawniają pracę, jest moje zamiłowanie do kupowania sprzętu. Nie wiem, czy inne fundacje są w posiadaniu takiej liczby pomocy technicznych ułatwiających odławianie kotów dzikich. Żeby zapewnić regularne i komfortowe działanie, zakupiłam kilkanaście klatek łapek, kontenerów, chwytaki, i nawet kuszo- dmuchawkę.
Wiadomo, żeby były efekty sprzęt musi być użyty, same koty się nie złapią. 
 
Karmicielka ze zrozumieniem stosowała porady Ani. Wystarczyła klatka łapka oraz odrobina systematyczności i wszystkim kociakom udało się znaleźć fajne domy. Jeden etap interwencji zakończył się sukcesem. 
Teraz przyszła kolej na kotkę i sterylizację, bowiem nie można było wykluczyć kolejnej ciąży.
Wtedy dostałam wiadomość od Ani:
- Iza, kotka jest już gruba, a skończyły się właśnie darmowe zabiegi, co robimy?
- Niech dziewczyna łapie, zapłacimy. Nie można zatrzymać się wpół drogi...

Minęło kilka dni, nadeszła niedziela. Po tylu latach powinnam się chyba przyzwyczaić, że koty najchętniej łapią się w niedzielę.
Telefon jak zwykle miałam wyciszony, ale dziewczyny wiedzą, w jakich sytuacjach mają zielone światło.
- Iza mogę zadzwonić? - pisze Ania na czacie.
- Co tam?
- Kotka jest w łapce. Bardzo już gruba.
- Ok, dzwonię do Ved medu, zapytam na którą ma się stawić. 
Obie byłyśmy lekko zdziwione stanem kotki, bo kociaki, dopiero co wydane, były małe, jakoś nie bardzo zgadzało nam się to wszystko w czasie...

Daria zaspana odebrała telefon:
- Co tam pani Izo?
Spojrzałam na zegarek, prawie 11 godzina...
- O matko, przepraszam! Nie wiedziałam, sorry, że obudziłam - tłumaczyłam się, bo miałam świadomość, że w niedzielę każdy chce dłużej pospać...
- Tydzień odsypiam, zespół chory,  na mnie spadły dyżury po 12 godzin - dopowiedziała Daria..
- Kotkę mam w wysokiej ciąży, o której będzie ktoś w lecznicy? - zapytałam, wiedząc, że przecież ktoś musi nakarmić moje koty, które się tam leczą.
- Na 17 chyba już dojadę.
- Zatem jesteśmy ugadane.
Przekazałam informację Ani i liczyłam na spokojną  już niedzielę.

Poniedziałek.
Ved med na linii. 
- Przy pani to ja podnoszę swoje standardy - śmiała się Daria - kotka nie była kotna! To też nie jest ropomacicze, ona cała jest we wszołach, one spowodowały ogólne zatrucie organizmu, stąd ten wyciek z dróg rodnych. Wszoły są dosłownie wszędzie, ja sama się już drapię jak patrzę na kotkę!!! Jest już po zabiegu, ale muszę ją niestety ogolić, inaczej nie jestem w stanie pozbyć się tego paskudztwa. 
- Trudno, skoro tak trzeba, działamy, ważne by kotkę uratować. 
 
Ale, przecież nie mogłam jej  łysej wypuścić, idzie zima. Domy tymczasowe zapchane małymi i młodymi kociakami, gdzie ja ją ulokuję na kilka tygodni?
Dwa tygodnie minimum musiała przebywać w lecznicy, podawaliśmy antybiotyki, witaminy, preparaty podnoszące odporność, ale walka z wszołami to dłuższa zabawa. Co z kotką mam począć później?

Zaangażowanie karmicielki zaskoczyło i mnie i Anię. Okazało się, że ugadała jakąś ciotkę mieszkającą pod  Bydgoszczą, żeby przyjęła kotkę na pobyt stały. Do chwili aż odrośnie futro, kicia będzie przebywać w ciepłym domu, potem, jeśli zechce, może mieć do dyspozycji podwórko i ogród. 

Historia z happy endem, chciałabym żeby takich sensownych osób trafiało się więcej, łatwiej wtedy ogarnąć bytujące w komórkach kocie stada. 
Od lat powtarzam, że nie ma kota, którego nie da się złapać. Sama jestem tego przykładem, bo 3 lata łapałam burą cwaniarę mieszkającą w komórce na Nawrot. Zawiozłam ją na zabieg, kiedy lokalni karmiciele zrozumieli, że moja skuteczność zależy od ich współpracy i zrozumienia tego, co do nich mówię.
Wystarczy konsekwencja, odrobinę uporu i faktyczna aktywność. Inaczej nawet przy ogromnym wsparciu ze strony Fundacji, najlepszy sprzęt nie zapewni udanej interwencji.
 
Wpis: 11.12.2016