Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Łapanie zdalnie sterowane


Opiekunowie kotów dzielą się na dwie grupy: rozsądnych, aktywnych i świadomych sposobu pracy fundacji, chętnych do konstruktywnej współpracy i tych, którzy sam fakt stawiania pełnej miseczki traktują jak niezwykłe bohaterstwo. Powiem szczerze, że bardzo cenię oddanie karmicieli, ale czasem ich codzienne, bezmyślne działanie przynosi więcej szkody niż pożytku.
Nie ma sytuacji w Kociej Mamie, by kot został bez pomocy. Zbyt długo i systematycznie działamy w oparciu o sprawdzone przez lata schematy, by miały miejsce sytuacje dziwne. Są utarte ścieżki i nimi się poruszmy, głuche na wszelki szantaże, próby nacisku czy wymuszenia. Traktujemy każdego w ten sam sposób, bez przywilejów dla rodziny, znajomych czy kolegów.  Procedury faktycznie dotyczą w tej samej mierze każdego, kto tylko zechce wychylić się poza przeciętność i polepszyć los wolno żyjących kotów. 
 
Odkąd Danuta dołączyła do naszej ekipy, mija już prawie rok. Obie z córką prowadzą dom tymczasowy, są w tym działaniu świetne. Ala nie boi się kotów, Danusia jest mobilna, uporządkowana, wyważona i konsekwentna, pracuje na swoim polu, ale uważnie obserwuje i inne nasze działania. Chętnie zgłaszają się na kiermasze, widać, że wciąga je fundacyjna praca. Kolejne dziewczyny, które odnalazły swą przestrzeń w Kociej Mamie. 
Zawsze zaczynająca pracę dziewczyna dostaje opiekunkę, która wyjaśnia reguły, które panują w Fundacji. Rzadko moim udziałem jest ten obowiązek, bo i tak zbyt dużo sznurków skupia się w moim ręku.
Tym razem jednak jakoś tak się złożyło, że pełniłam rolę pilota.
 
Kwestie rozmów adopcyjnych, wszelkie weryfikacje potencjalnych chętnych szybko żeśmy przerobiły. Potem były korepetycje ze sposobów socjalizacji i leczenia mruczków, uczyłam obserwacji zachowania i wyciągania wniosków.
Któregoś dnia padło pytanie, czy pamiętam koty, które dwa lata temu były leczone w jednej z moich lecznic? Pamiętałam, rzecz oczywista. Dwa małe, 3 miesięczne, bure, zarobaczone, nie miały szans na życie, zbyt późno nadeszła pomoc.
Są wspomnienia, które nie kojarzą się radośnie, ale niestety nie da się od nich w żaden sposób uciec.
- Te kociaki były łapane w miejscu mojej pracy. - stwierdza Danusia
- A co z matką? -  to też pytanie z cyklu tych kultowych.
- No lata po okolicy, znowu gdzieś ma małe, bo ostatnio bez brzucha ją widziano jak przychodzi do miski.
Zatem trzeba zrobić porządek.
 
Nie chcę pamiętać, ile nerwów kosztowała mnie ta interwencja, ile musiałam się nagadać, by wreszcie zmusić karmicieli do aktywności. Dla mnie prosta kwestia ustawienia podczas karmienia klatki łapki, zamieniła się w dyskusję kompletnie niepotrzebną, zmuszona byłam obalać argumenty wynikające z ich opieszałości. Według karmicieli najlepiej by było, gdyby to Fundacja do łapanki się włączyła.
Gdy udało się im doprowadzić mnie do szału, tupnęłam nogą i w złości oświadczyłam, że albo słuchają i bez zbędnych komentarzy działają pod dyktando, łapią latające tam koty, albo idą zawracać głowę do innej organizacji, bo nikt mi nie będzie robił reorganizacji w sprawnie pracującej Fundacji!
 
I przyznam, że  tak  powinnam tak się zachować wcześniej!
W ciągu tygodnia na terenie firmy zapanował porządek. Dwie kotki pojechały na zabieg, cztery maluchy odłowiono, by je szykować do adopcji.
Więcej nie będą tam się rodziły zarobaczone kocie dzieci. 
Wystarczyło tylko słuchać ze zrozumieniem wskazówek, jakie przekazywała im Danuta.
Po raz kolejny mądrości i pomysły na kocią rzeczywistość mają się nijak do codziennego ich życia. Szanuję miłość i oddanie, jakimi kierują się ludzie, ale powtarzam od lat: "Słuchajcie co się do was mówi, zaufanie do naszych kompetencji jest niezwykle ważnym i koniecznym czynnikiem gwarantującym powodzenie każdej interwencji."
 
Wpis: 4.09.2016