Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Krótka historia Tenorka


Konstantynów koło Łodzi, młoda matka spaceruje z dzieckiem. Słyszy płacz kociątka, pochyla się pod krzakiem, uważnie rozgląda. Jest! Siedzi maluni taki z głową podniesioną do góry i strasznie krzyczy, oczy ma zaklejone zaschniętą ropą, z pewnością nic nie widzi... Więc jak się dostał tu sam? Obok ruchliwa ulica, jakieś domki jednorodzinne. Kobieta zaczyna rozpytywać przechodzących ludzi, stara się dowiedzieć czyje to kocię. Może komuś się zagubiło? Choć stan w jakim jest, nie świadczy, by miało troskliwych opiekunów... 
- Kotka go tu codziennie przyprowadza, mały drze się na całą dzielnicę. - wyjaśnia jakaś pani. - Wieczorem po niego wraca, może poluje, jak to kotka matka.
Pani wzrusza ramionami i idzie dalej.
Młoda matka zagląda do wózka sprawdzając czy jej maleństwo beztrosko śpi, i zaczyna akcję ratunkową. 
Wyszukuje w internecie fundacje, dzwoni, dzwoni, dzwoni, wreszcie trafia na Renatę z Kociej Mamy. Wreszcie ktoś się ulitował nad sierotką. Teraz już pomoc nabiera tempa. Malec jedzie do Łodzi i zostaje pod opieką lekarek z Przychodni Pupil. 
 
Problem pierwszy: sam nie je. Karmią go zatem na zmianę.
Problem drugi: oczy zmienione kocim katarem, jedna gałka jest już na pewno do amputacji, zamiast oka jest jeden wielki ropny wrzód. 
- Może uratujesz choć jedno... - proszę w rozmowie. 
- Walczę, ale jest ciężko. - odpowiada Agnieszka.
 
Mija kilka dni...
- Malec odzyskuje siły, zaczął sam jeść, korzysta bezbłędnie z kuwety, jest wyjątkowym przytulaskiem, szykuję go do operacji.  Muszę jeszcze zrobić testy na obecność białaczki. - raportuje lekarka. Temat oczu omija...
Nie odpuszczam:
- Jakie plany odnośnie operacji? - pytam z nadzieją w głosie.
- Niestety... obie do amputacji...
Jest sobota, poniedziałek będzie dniem prawdy. Jak dalej potoczą się losy małego będzie zależało od wyniku bezdusznego testu, modlę się, bym nie zmuszona była do trudnych radykalnych decyzji.
Minął wtorek, środa, nie umiem dłużej czekać. 
- Agnieszka, czy Ty serca nie masz? - zaczynam na powitanie. 
- Spokojnie, jak mówi szefowa pewnej fundacji. - Aga stara się rozładować napięcie. - Jest dobrze, Tenor już po operacji, test wyszedł ujemny, nie stresuj się. 
Napięcie i niepewność zamienia się w radość.
- Jak On się czuje?
- Dostaje środki przeciwbólowe, jest tak zabezpieczony, że śpi, je, idzie na kuwetę, nawet zaczął się bawić, nie martw się, nie czuje bólu. Po operacji była żałoba w lecznicy, personel prawie płakał, że jedno cierpienie zamieniałam mu na inne. Choć Ty bądź rozsądna, za dwa dni malec kompletnie o cierpieniu zapomni, przecież wiemy o tym obie.
- Masz rację, ale ta moja wyobraźnia...
- Właśnie dlatego ratujesz te kaleki. - Agnieszka z sobie właściwą logiką zakończyła dyskusję.

Tenor ma teraz 6 tygodni, za sobą bagaż choroby i bólu, co Mu przyniesie życie? Nie wiem, ale będę starała się z całego serca, by dalsze dni były radosne i mimo kalectwa tylko piękne.
Szukam dla Niego wyjątkowego człowieka i spotkam go - jestem tego pewna!
 
Wpis: 21.06.2016