Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Koty z pogranicza


"Fundacja Kocia Mama" - gdyby takie hasło padło jako wywoławcze podczas dyskusji, w odpowiedzi rozmówca rzuciłby ripostę: edukacja, adopcje, sterylizacje, leczenie kotów trudnych. I miałby oczywiście w 100% rację.
Dzięki miłości do kalekich kotów mam szczęście pracować z Najlepszymi. To za sprawą Balbiny, Juranda czy Walentynki znaleźli do mnie drogę Wyjątkowi, Ci z sercem przepełnionym miłością do niechcianych, przeganianych, słabych, najbiedniejszych.
W mieście panuje opinia, że jeśli odmówią pomocy wszyscy, podając tysiące przyczyn trzeba się zwrócić do Milińskiej, ona i jej Kocia Mama od kalekiego kota głowy nie odwróci. Stanie na głowie, a będzie ratować, chyba że Los inaczej zdecyduje.
Kiedy po pierwszych sukcesach z adopcją powypadkowych i kalekich, tych cudownie wyleczonych, poszła w mieście fama o naszych możliwościach, ludzie szybko ją po świecie roznieśli. Wielu z kociarzy traktuje nas jak ostatnią kocią deskę ratunku i mają rację!
My jako jedyni dajemy każdemu kotu szansę i ta zasada obowiązuje od lat jako wyjściowa przed decyzją o ewentualnej operacji, leczeniu bądź eutanazji.
Mając fachową, niezwykle kompetentną załogę weterynarzy różnych specjalizacji i ekipę wolontariuszek o umiejętnościach, jakie posiadają rehabilitantki i pielęgniarki z górnej półki, mogę porywać się o podejmowanie wyzwań, które są poza zasięgiem typowo działających fundacji.
Posiadanie lamp bakteriobójczych, inkubatora i sprzętu koniecznego do zapewnienia odpowiednich warunków pooperacyjnych pacjentowi również podnosi ewidentnie standard pracy Fundacji Kocia Mama.

Tak wiec zwożą mi te biedy kalekie i dziwne przypadki chorobowe niemal z całej Polski.
Jedni wraz z kotem przekażą jakieś wsparcie, dopytują o dalsze losy kota i o adopcję, inni zostawią futrzaka z uśmiechem, zamkną drzwi przeświadczeni, że i tak uczynili dużo. W sumie cenię jednych i drugich, bo  nie odwrócili głowy. W pamięci im zostanie nazwa fundacji i jej najważniejsza misja.
W środowisku kociarzy obserwuję dziwny zwyczaj. Otóż prezeski kompletnie nieradzące sobie z prowadzeniem organizacji podzieliły Łódź na rejony działania i tak interwencje z Bałut stara się przeprowadzać X fundacja, Retkinię ma niby pod opieką Y, dlaczego zatem Kocia Mama ma mimo wszystko monopol na wszystkie koty bezdomne? Do tego liczną grupę stanowią koty z pogranicza. 
Do tychże zaliczam koty żyjące na obrzeżach Łodzi, na styku miast, gmin, województw. One spychane są bez skrupułów od jednej organizacji do drugiej. Powód zawsze się jakiś znajdzie: brak środków, zakocenie, skierowanie na psie działanie. Zostawiam te wymówki bez komentarza, zastanawiająca jest tylko dalsza zasadność funkcjonowania.

Esmeralda to cudna kotka o przepięknej barwie, jaką mają tylko trikolorki. Natura cudnie maluje im futra, nigdy się ich umaszczenie nie powtarza. Charakter też mają wyjątkowy, są trudne do ułożenia, temperamentne, niezależne, ale jeśli się zdobędzie ich zaufanie, przełamie niechęć do człowieka, nagrodą jest cudowna przyjaźń.
Esmeralda miała tego pecha, przy całej swej niespotykanej urodzie, że urodziła się jako bezdomne kocię gdzieś na pograniczu Łodzi i Zgierza. Ludzie karmili bytujące tam koty, stawiali miski i przez pół roku nie zauważyli, że łapki trikolorki kończą się na łokciach, są o połowę krótsze od tylnych i kotka kica jak kangur.
Jak to kocię przeżyło tyle miesięcy pozostanie tajemnicą. Podobno rodzeństwo padło, nie wiadomo jak potoczył się los jej matki. Czy kończyny wszystkich były tak zdeformowane?
Kotka trwała, pojawili się wrażliwi kociarze, zaczęli szukać ratunku dla Esmeraldy i oczywiście jak zwykle - kierunek Kocia Mama.
Kotka przebywa w Lecznicy Pupil, jest bezpieczna. Opinia lekarki po pierwszym badaniu brzmi: kotka półroczna, stan zdrowia dobry, zęby zdrowe, przednie łapy genetycznie zdeformowane, uczy się korzystania z kuwety, stopień socjalizacji z człowiekiem dość dobry, rokuje postępy, odrobaczona. Nie kwalifikuje się do eutanazji.
Zalecenia: pobyt na obserwacji w lecznicy przynajmniej tydzień w celu kompleksowego zdiagnozowania i oceny samodzielności oraz zachowania w środowisku zamkniętym, przeprowadzanie badań krwi, testów wykluczających choroby zakaźne, prześwietleń RTG oraz przygotowanie do sterylizacji. Dom stały zalecany bezwzględnie zamknięty.
 
Zatem mam kolejną kalekę, jeszcze jedno wyzwanie adopcyjne. - myślałam czytając relację z Pupila.
Czy się boję? Raczej nie... bo tyle już wcześniej ich było z pozoru skazanych, przegranych, niechcianych nim trafiły do Kociej Mamy. Czy popadam w rutynę? Ależ nie!!!
 
Skoro padło sakramentalne: nie kwalifikuje się do eutanazji - zaczynam działać!!!
Dlatego tradycyjnie ile i jak możecie włączcie się kochani z pomocą. 
Zanim oddam Ją do adopcji, chcę jak zwykle najlepiej wypełnić wszelkie zalecenia weterynarzy, bym mogła wybierać i stawiać warunki z troski o dalszy Jej los.
 
Wpis: 12.10.2015