Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Koty i ludzie znają już drogę do Fundacji

 

Praca społeczna jest wbrew pozorom niezwykle trudna, non stop trzeba mieć emocje pod kontrolą.
Środowisko kociarzy jest, mówiąc delikatnie, specyficzne. Mało kto zachowuje zdrowy rozsądek, trzeźwo ocenia sytuację, patrzy realnie na wydarzenia, których jest mimo woli uczestnikiem. Ilu jest opiekunów kotów, tyle opinii i pomysłów na to, jak zapewnić zwierzakom godziwe warunki bytowania.


Powinno mnie cieszyć zaangażowanie ludzi, ich ukierunkowanie na pomoc bezdomnym, systematyczność karmienia i troska o ich los, jednakże czasem bywa, że motywy ich działania są niekonieczne zgodne z rzeczywistością. Zawsze odradzam socjalizację kota wbrew jego woli, proszę o szanowanie zwierząt i oswajanie tylko tych, które same do nas lgną. Stanowisko moje jest niezmienne od lat: nigdy nie ograniczam woli ludzi, a już tym bardziej nie pozwolę na zamykanie w czterech ścianach zwierzaka, który z natury jest niezależny.
Są pewne kanony zachowania i myślę, że to w znaczny sposób ułatwia podejmowanie decyzji, szczególnie wolontariuszkom pracującym w kontakcie. Jako Szefowa nie mogę pozwolić sobie na traktowanie ludzi zwracających się do Fundacji przez pryzmat osobistych odczuć. Nie liczą się żadne sympatie, koligacje rodzinne czy też znajomości. Ludzie z zasady uznają, że ich powiązania z osobą działającą w Kociej Mamie pomogą w szybszym załatwieniu problemu. Jest to błąd w myśleniu, nie uznaję drogi na skróty, takie same reguły obowiązują wolontariuszki i wolontariuszy jaki i osoby zewnątrz.

Bardzo długo trwało zanim wszyscy zrozumieli moje zachowanie i powody dlaczego tak się upieram. Odpowiedź jest prosta - zbyt wiele osób mnie zna bądź pośrednio miało kontakt i gdybym nie była wierna zasadzie traktowania zgłoszeń o przyjęcie kota bądź podjęcie interwencji według kolejności czy też ciężaru sytuacyjnego, Kocia Mama bardzo szybko przeistoczyłaby się z organizacji prozwierzęcej w towarzystwo wzajemnej adoracji, a stad już tylko krok dzieliłby ją przed marazmem i brakiem skuteczności.


Modne obecnie są rozmaite grupy społecznościowe, szczególnie portal Facebook wiedzie prym w łączeniu ludzi związanych tą samą pasją, zawodem bądź działaniem. Dyskutują, wymieniają poglądy, czasem sobie pomagają.
Fundacja Kocia Mama także jest obecna na portalu, jako zwolenniczki postępu zawsze jesteśmy w pierwszym szeregu, chętnie korzystamy ze wszelkich udogodnień i nowinek mających na celu podniesienie jakości naszego wolontariatu.
Poprzez z jedną z takich grup trafiła do FKM Agata, mieszkanka dobrze już nam znanego Ksawerowa. Scenariusz jak tysiące innych - dziewczyna karmi kotkę, ta jest wyraźnie chora, w domu synek z podejrzeniem alergii, rodzina jeszcze wspomina niedawną śmierć kotki, którą zabrała panleukopenia. Pyta Fundację co ma zrobić, jakie podjąć działania... Jest pierwszy raz w takiej sytuacji, ma setki pytań, wątpliwości, jednak nie chce biernie patrzeć jak kotka coraz bardziej słabnie...
Jest jedna droga - odpowiadam wolontariuszce, która kontaktuje się z Agatą - my leczymy, żywimy, dajemy sprzęt, a dziewczyna kotkę przetrzymuje. Nie mam gdzie przyjąć zainfekowanej kici, wszystkie domy są przepełnione maluchami, nie zaryzykuję epidemii.
Ma do dyspozycji lecznicę fundacyjną, zapewnioną sterylizację dla kotki po rehabilitacji oraz pomoc w adopcji, jeśli będzie rokowała udomowienie, a gdyby w międzyczasie alergia synka się uaktywniła, zabiorę zwierzaka do Danki, wydała obie dorosłe kotki. Mamy zatem pole manewru, działamy.


I ruszyła lawina pomocy. Agata wbrew swoim obawom złapała kotkę bez problemu, ta po kilku dniach na tyle się oswoiła, że klatka kennelowa nie była już potrzebna. Po tygodniu Finka, bo takie otrzymała imię, spała już w łóżku z Agatą, alergia nie dawała żadnych znaków, stąd dzielił ją już tylko krok od decyzji o adopcji. Padło jeszcze pytanie czy może dziewczyna liczyć na pomoc Fundacji, jeśli za miesiąc okaże się, że jednak kocie futro uczula jej dziecko.
Nie miałam nic przeciw, ale tylko na miesiąc próby mogę się zgodzić. Kot to nie zabawka, nie można go bez końca przenosić z domu do domu. Szefowa nie ma lekko, dbając o dobro kota, trzeba być bardzo stanowczą.


I na tym kończy się opowieść o Agacie i kotce, która ma już ciepłe miejsce w domu. Chciałoby się przy okazji poprosić o więcej takich cudownych osób, bo nawet jeśli są pełni rozterek i niepokoju, trzeba pielęgnować te istoty, wspierać je, prowadzić za rękę, bowiem to co dla nas jest chlebem powszednim, dla nich jest kompletnie nowym działaniem, a jednak odważają się wyjść poza mury obojętności i ratować bezdomną kotkę.

Kiedy teraz myślę o Ksawerowie wiem, że kiedyś i tam powstanie Filia. Opiekunów kotów nie identyfikuję już tylko z Sabiną, jest ich więcej.
Aktywność społeczna budzi się powoli, kolejni ludzie włączają do działania, oswajają maluchy, ratują chore, sterylizują bezdomne. Niestety cały ciężar finansowy nadal spoczywa na moich barkach... Ile jeszcze udźwignę sama tych nieszczęść? Jedna Kocia Mama ma mieć wyłączność na realne działanie? Kiedy się włączy choć jedna instytucja budżetowa? Jak mam dzielić fundusze? Co uznać za priorytet - leczenie i adopcję kotów, a pominąć edukację? Jakie zatem będzie społeczeństwo za kilka lat?

 

Wpis: 13.12.2013