Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

KotoMania 2015


Kocią Mamą rządzi tradycja, przesądy i intuicja, czasem dają o sobie znać też emocje.
Jest nas dużo, coraz więcej, mnożą się i klonują same najlepsze. Już dawno nie było weryfikacji negatywnej, żadnej burzy ani awantury tak znamiennej dla tego rodzaju społeczności .
Zawsze byłam dziwna, niezrozumiała, nieczytelna dla tych kochających się wikłać w jakieś niepotrzebne sytuacje, w niedomówienia, w podchody personalne. Ze mną żyje się prosto, jestem wyraźna i czytelna, w wymaganiach wręcz perfekcyjna i niezwykle dokładna.  Jest przewinienie, są rekolekcje i działamy dalej. Jak szybko popadam w złość, tak błyskawicznie mi ona mija. Nie mam czasu na hipotetyczne dywagacje, zawsze ponoszę konsekwencję swoich wyborów. Dotyczy to życia i oczywiście Fundacji. Szefowa nie może chować się za plecami wolontariuszek, to jedna z najważniejszych zasad, które są gwarantem autorytetu i szacunku.
Nigdy nie znosiłam kłamstwa, ucieczki od odpowiedzialności. Dziewczyny już się nauczyły, że lepiej powiedzieć nawet przykrą prawdę, niż potem narazić się na mój gniew. Zawsze tak miałam, pomyłki i porażki traktuję jako doświadczenia, one budują naszą mądrość. Uciekanie od rzeczywistości zawsze źle się kończy. Ludzie sami fundują sobie frustracje i traumy. Często jest to wynikiem lęku przed  konfrontacją z rzeczywistością.

Zbudowałam ogromną Fundację, zapłaciłam za nią wielką cenę. Nieprzespane, przepłakane noce, niepewności i niepokój, czy podejmować decyzję kierując się sercem, czy brać pod rozwagę co podpowiada rozsądek? Czy być politycznie poprawną czy wychodzić z szeregu, łamiąc stereotypy i utarte szlaki? Nikt nie umiał mi w tym doradzić. Te dylematy miałam na wyłączność. Dziewczyny ufały, ale czekały na moją decyzję. Z biegiem lat przestały się dziwić, że rozwiązania, jakie przyjmuję nie są  do końca dla nich czytelne i zrozumiałe, ale w efekcie finalnym okazywały się najlepsze.
 
Po siedmiu latach trudnych, niezwykle pracowitych i bardzo absorbujących, przyszła pora na odrobinę luzu. Już nie muszę pchać kilku wózków jednocześnie, wystarczy, że pokazuję kierunek.
Teraz praca w Fundacji to przyjemność, radość i ogromna satysfakcja. Duma mnie rozpiera, że udało mi się zebrać je wszystkie w jednej ekipie i ułożyć w harmonijną całość jak puzzle.
 
Różnie o nas mówią: "Dziewczyny Izy", "Kocie matki", "Nietypowe kociary", niekiedy też "Kocie wróżki". Każde określenie jest piękne i adekwatne. Z ogromnym wdziękiem, elegancją i gracją działają społecznie nie zatracając swej kobiecości.
Wszyscy mi ich zazdroszczą. Są piękne, dobre, uśmiechnięte. W Łodzi krążą na nasz temat przedziwne opowieści. Jedne podszyte fałszem, inne przyjaźnią. Są mi obojętne. Nie przemawia przeze mnie buta ani pycha, ale świadomość pracy, jaką ja musiałam wykonać, by ta niezwykła organizacja osiągnęła taki poziom. Nie ma drugiej takiej fundacji, tak niemieszczącej się w żadnych ramach, tak trudnej do jednoznacznego zdefiniowania.
 
Co mam powiedzieć o Gali, o tegorocznej KotoManii?
Piękne było jak zawsze nasze jubileuszowe święto. Ja je wspominam kolorami, złotem i czerwienią, bajecznymi dekoracjami, kotami i dziećmi.
Byli  przyjaciele, znajomi, sympatycy, wyjątkowi goście.
Czym się różniła ta od poprzednich?
Powiem jednym słowem: Wszystkim!
Tym razem było bajecznie, magicznie jak przystało na 7 rocznicę. 
 
W przepięknym Teatrze Arlekin, świeżo oddanym do użytku po remoncie, wszędzie było tak kociomamino, czerwono, miło isympatycznie. Tradycyjnie wybrany został Kotoman roku, był kiermasz no i cudowny bankiet. Koncert uświetnili swoją obecności znakomici artyści, ale najważniejsze, jak zawsze, były moje dziewczyny.
 
Cała KotoMania była jednym wielkim prezentem dla mnie, i miałam tego świadomość przez cały czas. Pomimo tylu atrakcji ja byłam w centrum, czułam ich opiekę, troskę, przyjaźń i byłam dumna, że  mam je wszystkie!
Takiej relacji, jaka zrodziła się między nami, nie kupi się za żadne pieniądze, nie wykrzyczy się szacunku, nie wytupie miłości. A ja cały czas byłam jak w transie, chodziłam jak w amoku nieustannie pod wrażeniem pracy, jaką wykonały, by przygotować naszą Galę. Na usta cisnęły się słowa: perfekcja, doskonałość, profesjonalizm. Były niesamowite w tej pracy. Chodziłam po Teatrze i syciłam oczy patrząc na pomysłowe, nietypowe dekoracje,a  sala bankietowa wprost mnie zachwyciła, elegancja z odrobiną wykwintnego luksusu i jeszcze ta wiedza, że to wszystko same zrobiły. 
Przyjmowałam pochwały, ciepłe słowa, gratulacje, prezenty, życzenia !
Nie mówiłam skromnie "dziękuję", wręcz przeciwnie, z mocą konstatowałam pochlebne recenzje: "Wiem moi drodzy, mam najlepsze wolontariuszki i nie będę przepraszać! Widać tak musi być, nie będę się tym martwić."
I nikt nie zaprzeczał, nie negował mych słów, bo przecież ten Koncert był jednym wielkim zjawiskiem, pokazem fachowości, kompetencji ale i świetnych pomysłów.
Rewelacyjnie całe wydarzenie opisują słowa lekarki Ania z Oazy: "Moje dziecko było zachwycone, a mąż w szoku, że tak wyglądają największe kociary w Łodzi." Fakt, każdego zdumiewa zjawisko jakim jest cała Fundacja Kocia Mama!
Sądzę, że więcej osób jest w szoku i bardzo dobrze. Mam fundację jak marzenie i tyle w tym temacie!
Jestem niezwykle wdzięczna za los, że wszystkie te wyjątkowe kobiety postawił na mej drodze!
 
Wpis: 2.05.2015