Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Kolejne etapy robienia porządków


Zaczęło się niewinnie. Najpierw miało być kocię albo dwa przekazane do Fundacji, aby ta znalazła im domy. Ale współpraca z nami tak się spodobała, że Wiola zapytała, czy może podjąć interwencję u pewnej pani, która kompletnie sobie nie radzi i rozmnaża koty nie panując nad sytuacją. Ustaliłam, że skoro są gotowi włączyć się do współpracy jako dom tymczasowy, ja oczywiście chętnie pomogę i tym sposobem potoczyła się lawina futer w kierunku Kociej Mamy.
Wiola z Maćkiem podjęli się koordynować pracę na linii Fundacja - opiekunka. Ich dom miał pełnić bardzo ważne zadanie - przygotować zabrane kociaki do adopcji, a więc socjalizować je, nauczyć czystości i zasad życia w domu z ludźmi oraz innymi zwierzakami, niekoniecznie kotami.
Przyjęte zasady były jasne, klarowne i czytelne dla wszystkich, podział ról z korzyścią przede wszystkim dla kotów. Przecież to dzięki nim i dla nich poznaliśmy się i jesteśmy razem. Nie ma lepszej współpracy niż jedność celów i potrzeba społecznego działania. Tacy ludzie są jak z tego samego chleba - zawsze znajdą nić porozumienia, płaszczyznę komunikacji, a co najważniejsze - mają dużo wzajemnej wyrozumiałości, cierpliwości i empatii.
 
Interwencja przebiegła nadzwyczaj sprawnie. Kiedy jedne kociaki przybywały do Łodzi, duet W&M przyjmował do domu nowe. W chwili gdy dom adopcyjny pustoszał, dzwoniłam z zaproszeniem na herbatkę. Kociaki miały być przywiezione niby przy okazji. Kiedy pada hasło " herbatka", wtedy pakują koszyki, a po drodze składają wizytę w lecznicy fundacyjnej, gdzie badany jest stan futrzaków i z książeczkami zdrowia przekazują maluchy wolontariuszkom.
 
Generalnie koty z Zadzimia mieszkają ze mną bądź z Renatką. Przekazanie futer to też okazja, aby wzajemnie się poznali ludzie, z których składa się Fundacja.
Kolejne novum w sposobie działania - nie zebrania, nie czcze nasiadówki na dziwnych debatach, gdzie bezowocnie traci się czas, a miłe spotkania umożliwiające zacieśnienie nowych znajomości. Tak spontanicznie i naturalnie poznają się ogniwka kociomaminej ekipy.
 
Tym razem desantem kocim były cztery maluchy w wieku różnym, rodzeństwo po trzech kotkach.
Maciek z Wiolą przyjęli fajną zasadę przy nadawaniu imion ratowanym zwierzakom. Kiedy pojawiają nowe maluchy czy też młodziaki, zaczynają się na następną literę alfabetu. Byli już  Brygida i Benjamin, Celina i Celestynka, czwórka E czyli Erni, Estera, Eris i Emir teraz na przyjęcie czeka zaległa Balbina, Felicja i Fryderyk i mały Dyduś smoczkowy.
Z relacji Maćka wynika, że na razie nie widzą na horyzoncie kolejnej kociej biedy ani też konieczności podjęcia kolejnej interwencji. Może zatem znajdą czas na nudę, na zaległe prace? Choć szczerze mówiąc, przy ich umiejętności przyciągania zwierzaków, nie rokuję dłuższych przerw w pracy wolontariackiej.
 
Praca odbywa się dwutorowo. Z jednej strony kociaki oddawane są do adopcji, ale również nie zapominamy o kotkach matkach - zabezpieczamy je przed dalszym rozmnażaniem.
 
Przy takich kociarzach nie może braknąć trudnych przypadków. Jednooki Jurand znalazł rewelacyjny dom. Teraz leczymy Balbinę kotkę głuchą, z zaburzeniem neurologicznym.
Lecznica Cztery Łapy  jest miejscem, gdzie spotykają się rodziny fundacyjne. W sumie ciągle gdzieś nieoczekiwanie trafia jedna wolontariuszka na drugą. Cieszy mnie taki stan rzeczy. 
FKM jest jak mafia, swymi mackami oplata wszystkie bezdomniaki, wyciąga je z komórek, zabiera ze śmietników, leczy, oswaja, daje miłość, poczucie bezpieczeństwa, a na końcu, kiedy już są śliczne, zdrowe, gdy już wiedzą, że człowiek to przyjaciel, oddaje dalej, żeby mogły cieszyć innych ludzi, by miały swoje kocie enklawy szczęścia, były radością, by mruczały głośno syte, wiodły leniwe, kanapowe życie albo wesoło brykały po drzewach w ogrodzie i wygrzewały się na płotach machając ogonami. 
 
Nasze motto jest niezmienne od lat - pracujemy, by szary koci świat nabrał barw! 
 
Wpis: 10.10.2013