Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Kolejna szkoła na mapie naszych zajęć edukacyjnych

 

Lubię zajęcia edukacyjne. Nie jest istotne czy naprzeciwko mnie siedzą małe przedszkolaki, grzeczne i przejęte spotkaniem z Fundacją, dzieci uczące się w szkole podstawowej czy zbuntowane, gimnazjalne nastolatki. Edukacja i pokazywanie jak piękny i ciekawy jest świat zwierząt, stały się moim ulubionym punktem działań, wręcz pasją.
Szczególnie lubię rozmowy z dorastającą młodzieżą. Poruszane z nimi tematy są nietuzinkowe szczególnie, że podnosimy je podczas zajęć propagujących właściwe postawy prozwierzęce.

Kiedy kilka lat temu zadałam pytanie czy wiedzą skąd się biorą pieniądze w Fundacji. Magda prawie spadła ze zdziwienia z krzesła! "Boże, co wyprawia szefowa, jeszcze dzieciaki pomyślą, że dopominamy się o pieniądze". Jednak odpowiedzi jakie padały, pokazały jasno, jak błędne są panujące wśród przeciętnych osób opinie. Nadal pokutuje w społeczeństwie mit o tajemniczych darczyńcach, dotacjach z urzędów, a prawda jest inna. Nikogo nie obchodzi kwestia opłaty za leczenie czy skąd pani Iza weźmie pieniądze, żeby kupić karmę i żwirek dla kociaków. A tych jakoś nigdy nie brakuje w domach tymczasowych FKM.
Madzia zrozumiała wtedy, jak wiele jeszcze przed nami pracy, szczególnie tej informacyjnej. Bardzo zmieniło się postrzeganie przez wolontariuszki banalnych z pozoru spotkań z dziećmi, kiedy dotarła do nich prawda o odpowiedzialności, jaka spadła na moje barki w momencie, kiedy zostałam szefową Fundacji. Wszystko niestety oparte jest na finansach i bez zasobnego konta, żadna by nie mogła podejmować aż tylu interwencji.

Już od pewnego czasu nie spotykam się z najmniejszym wykrętem kiedy mówię, że za tydzień zajęcia i potrzebne są dwie ekipy...
Bardzo szybko ustalany jest skład i nieważne czy sytuacja wymaga obecności jednej załogi czy dwóch. Każda rozumie doskonale wagę zajęć edukacyjnych, bo zbieramy karmę, ale i mamy fantastyczną okazję do bezpośredniego kontaktu z ludźmi, a mówiąc szczerze, mało kto miał okazję poznać choćby troszkę podobną formację.


Tym razem odbyły się trzy lekcje, młodzież z pozoru w wieku trudnym, bo ucząca się w 4 i 5 klasie szkoły podstawowej. W tym wieku młodzi ludzie mają zwyczaj negowania autorytetów, mają odmienne zdanie, a już skupić ich uwagę jest niezmiernie ciężko. Magda popatrzyła na mnie wymownie:
- No możemy mieć problem, by zapanować nad grupą.
- Zobaczymy - mówię spokojnie i zaczynamy prowadzić zajęcia.
Tym razem poszło wyjątkowo sprawnie, nie było najmniejszego kłopotu, by zainteresować uczniów poruszanymi tematami, niezwykle aktywnie dyskutowali kto to jest wolontariusz i co się kryje za terminami sterylizacja i kastracja.

Rozmowa nabrała rozmachu, kiedy Magda zadała im pytanie skąd się biorą pieniądze na działalność?
Pytania co jedzą koty to również była świetna okazja, by nawiązać do prowadzonej od lat kampanii "Mam kota - mam obowiązki".
Zagadnienia jak poznać kota bezdomnego i jak się nim opiekować, by nie czynić swym zachowaniem szkody - to moment na jeszcze jedno szkolenie o tym, że koty wolno żyjące są niezbędne w ekosystemie miasta.


Uważam te zajęcia za niezwykle udane. Z każdą godziną spędzoną na edukacji uczymy się my same, szczególnie sposobu komunikacji. Najważniejsza umiejętność to elastyczność i trafna ocena poziomu intelektualnego odbiorcy. Jeśli właściwie się połączy oba te elementy, każde zajęcia należą do udanych.
Sądzę, że najlepszą recenzją było uznanie dla naszych umiejętności, jakie padło z ust pani biolog również obecnej na jednej z lekcji:

- Powiem Wam dziewczyny, że jestem pod wrażeniem. Pierwszy raz sama słuchałam prelekcji z przejęciem, jesteście świetne, mając świadomość, iż żadna z Was nie jest pedagogiem ani metodykiem, kontakt ze słuchaczem i władzę nad nim macie opanowane do perfekcji! Chylę czoła przed takim wolontariatem!
I dzieci też podziękowały bijąc brawo.
Miłe są takie chwile, gdy dostrzeżony jest wysiłek, fakt, że edukujemy nie po to by zbierać laury i pochwały. Cieszymy się, że ktoś nas docenił, zrozumiał ile serca wkładamy w tę pracę, jak bardzo jesteśmy zaangażowane i w jakim stopniu Fundacja przeniknęła w nasze prywatne życie. To nie jest typowa organizacja, dawno już poplątały się wzajemne relacje. Może właśnie w pomyśle stworzenia organizacji na wzór wielkiej rodziny tkwi sukces Kociej Mamy? Teraz nie ma jednoznacznej odpowiedzi na takie pytania.

Każda zapytana o to wolontariuszka popatrzy ze zdumieniem, wzruszy ramionami, może uśmiechnie się i powie: "czy ja jestem wróżką? Samo tak się dzieje, my nie robimy nic wyjątkowego, kochamy tylko koty, a tego nie da się nauczyć, z tym człowiek rodzi się... albo i nie!"

 

Wpis: 11.11.2013