Kocia ekipa na Targach Ogrodniczych
Tego jeszcze nie było! Fundacja Kocia Mama pojawiła się po raz pierwszy na Targach Ogrodniczych! Po co? - może ktoś zapytać. Dlaczego tak się dzieje, że kocia ekipa bywa na przeróżnych imprezach jakie organizowane są w Łodzi? Czyżby dziewczyny nie miały co robić? Czy potrzeba im jeszcze więcej rozgłosu i reklamy? Chyba dość są już popularne!
Na hasło "Kocia Mama" wszyscy reagują tak samo - uśmiechają się szeroko mając w pamięci obrazek niecodzienny: uśmiechniętą dziewczynę z kontenerem bądź klatką pułapką w ręce.
Tak wyposażone biegają po całej Łodzi, choć ta epidemia szerzy się już i w Filiach. Zbierają chore, operują, łapią na zabiegi, wszędzie ich pełno, dawno już przestałyśmy być małą, anonimową formacją. Ludzie mi ich zazdroszczą i mają rację. Jakoś dziwnie los sprawia, że mam monopol na te wyjątkowe.
Fajnie być ich szefową, na nudę i brak atrakcji nie mam co liczyć. Zawsze jest jakieś zamieszanie, śmieszna afera czy sytuacja jak w komedii. Mnie i im przytrafiają się historie tak nietypowe, że czasem trudno dać im wiarę, a jednak dzieją się i są motywem do śmiesznych opowieści.
Kilka tygodni temu Ania oznajmiła, że organizuje Targi Ogrodnicze. Nie zdziwiłam się, jest przecież florystką. Dostałam ją w prezencie od Asi Rabiegi z Lecznicy Pies czyli kot, na długo zanim pomyślałam by powołać Kocią Mamę. Dziewczyna niezwykle miła, radosna i pomocna, razem wyłapałyśmy niemałą ilość kotów na zabiegi, iluś tam udało się poszukać fajnych domów. Bycie razem przez prawie 10 lat sprawiło, że zatarły się relacje szefowa - wolontariuszka, bardziej jestem dla niej powierniczką i bratnią duszą niż zwierzchniczką.
Zaraz po informacji o Targach padło stwierdzenie: "No i chcę by na imprezie było stoisko fundacyjne, mamy przecież tyle prześlicznych gadżetów."
- Ania, zlituj się, ja wiem, że koty bardzo lubią ogródki przydomowe, ale czy jest sens byśmy były obecne fundacyjnie? Czy mam do zakupu doniczki proponować adopcję kota? - próbowałam w żart obrócić jej propozycję.
- Ma sens! - oburzyła się Ania i ucięła dyskusję.
- Ania, zlituj się, ja wiem, że koty bardzo lubią ogródki przydomowe, ale czy jest sens byśmy były obecne fundacyjnie? Czy mam do zakupu doniczki proponować adopcję kota? - próbowałam w żart obrócić jej propozycję.
- Ma sens! - oburzyła się Ania i ucięła dyskusję.
Poddałam się.
- Dobrze, będziemy! Na Targi przyjdą różni ludzie, to zawsze jest promocja. Możemy też rozdawać ulotki edukacyjne, z pewnością będzie sporo dzieci. W sumie skoro dziewczyny nie zgłaszają sprzeciwu, są chętne, niech już i będzie to stoisko.
Pogoda była średnia, trochę padał deszczyk, wiatr dokuczał ale humory były świetne i to jest najważniejsze. Z ogromną satysfakcją obserwuję jak razem pracują, jak dbają o siebie wzajemnie, jak się troszczą by przejąć zmianę za koleżankę, bo jest chora albo miała trudny dyżur w pracy. Te drobne oznaki sympatii, odruchy bezwarunkowej przyjaźni cieszą mnie najbardziej, bo one sprawiają, że nasza wspólna praca ma kompletnie inny wymiar niż przeciętnych fundacji.
U nas na stoisku zawsze jest gwarno, wesoło. Brzmi śmiech. Dziewczyny korzystają z bycia razem by zapomnieć o obowiązkach, troskach dnia codziennego. Największą atrakcją tej imprezy były warsztaty rękodzielnicze - uczyłyśmy się pleść wianki, pod czujnym okiem animatorki.
Ania miała rację zapraszając Fundację do Galerii. Fajnie spędziłyśmy czas, poznałyśmy nowych ludzi, a rękodzielniczki wzbogaciły się o kolejną umiejętność.
Wpis: 1.10.2015