Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Koci dramat

  • Chora siostrzyczka
    Chora siostrzyczka
  • Chora siostrzyczka
    Chora siostrzyczka
  • Chora siostrzyczka
    Chora siostrzyczka
  • Chora siostrzyczka
    Chora siostrzyczka
  • Chora siostrzyczka
    Chora siostrzyczka
  • Ten maluszek odszedl za TM
    Ten maluszek odszedl za TM
  • Ten maluszek odszedl za TM
    Ten maluszek odszedl za TM

Już nie pierwszy raz potwierdza się teoria, że największe kocie dramaty mają miejsce za zamkniętymi drzwiami. I w tym przypadku, gdyby nie zdesperowana sąsiadka, nigdy byśmy się nie dowiedzieli o tym, co dzieje się w małym mieszkaniu samotnej, zagubionej kobiety, bezradnie próbującej ogarnąć coraz większą liczbę pojawiających się u niej kotów.

Pewnie niejedna osoba, po tym co można było zastać na miejscu, załamałaby ręce. Na szczęście u wolontariuszy „Kociej Mamy” szok spowodowany dramatycznymi kocimi sytuacjami trwa krócej. Już nie raz zmagaliśmy się z trudnymi zadaniami, tak więc i tu trzeba było zakasać rękawy a nie lamentować.

Nie było jednak łatwo - małe, mocno zaniedbane mieszkanie, samotna, niepracująca karmicielka i wszędzie koty… koty duże, koty małe, kocice ciężarne, znaczące teren kocury, poważnie chore kocięta, kalekie maluchy i dokładnie nieznana liczba całego inwentarza. Najpierw odbyło się liczenie – jeden, dwa, trzy, cztery... 8 kocic, 8 kocurów, 5 kociąt … prawdopodobnie, bo co kilka minut z każdej dziury wychodził nowy zwierzak.

Skąd taka liczba zwierząt? Dzięki „życzliwości” innych ludzi systematycznie pozbywających się problemu i podrzucających swoje domowe czy podwórkowe koty. Po co brać odpowiedzialność za zwierzę, kiedy można obciążyć nim kogoś innego, na dodatek żyjącego bardzo skromnie i nieradzącego sobie życiowo. Nigdy nie zrozumiemy jak można być takim wyrachowanym i bezwzględnym!


Rozpoczęliśmy prace powoli i z głową. Na początek, z uwagi na widoczne ciąże, pojechały na sterylizację 3 kocice. Następnie kocury, żeby przestały znaczyć teren i walczyć miedzy sobą o względy kocic.

Z każdym dniem sytuacja wygląda coraz lepiej. Do akcji zostali zaangażowani wszyscy wolontariusze piotrkowskiego oddziału Fundacji i cały posiadany przez nas sprzęt.
Sterylizujemy kocice, kastrujemy kocury, leczymy maluchy, spośród których jednego czeka poważny zabieg chirurgiczny. Wszystkie koty wymagały odpchlenia, odrobaczenia i pozbycia się uciążliwego świerzbowca. Karmicielkę wsparliśmy również karmą i lekami dla zwierząt.

Jesteśmy świadomi, że to nie jest wszystko, co musimy zrobić. Po zakończeniu „porządków” przed nami będzie stało jeszcze jedno zadanie – adopcja zdecydowanej części zwierząt. Warunki materialne i finansowe karmicielki nie pozwalają jej na zatrzymanie wszystkich kotów. Promykiem nadziei jest fakt, że większość z nich, to zwierzęta oswojone i przyjaźnie nastawione do człowieka.

Mamy doświadczenie i wsparcie ze strony łódzkiej „centrali”. Chcemy pomagać i wiemy, jak radzić sobie z takimi sytuacjami, ale za każdym razem jest to dla nas duże obciążenie, fizyczne, psychiczne i również finansowe.

Dlatego zwracamy się do wszystkich ludzi dobrej woli, miłośników zwierząt, osób wrażliwych na krzywdę innych o pomoc i wsparcie. Każda adopcja, każdy dar i każdy otrzymany grosz będzie dla nas ogromnym wsparciem w walce z kocią bezdomnością.

 

Wpis: 15.09.2011

 



Niekończące się wizyty

Kiedy Dagmara opowiedziała mi o pani mieszkającej na Górnej,kociej opiekunce, której ludzie wrzucają niechciane koty, pierwsze skojarzenie, jakie mi się nasunęło, to interwencja na Fabrycznej i koty pani Basi - nieporadnej miłośniczki futrzaków, która swoje życie podporządkowała, a raczej zrujnowała, niekontrolowaną i dziwnie pojmowaną miłością do kotów.
Pani Basia i stado jej chorych kotów przez cały czas jest dla mnie przestrogą, jak można się zatracić, przestać myśleć rozsądnie i postępować nieracjonalnie. - Dlatego też wszelkie interwencje, gdzie w mieszkaniach jest więcej kotów, niżby opiekunka była w stanie zapewnić godziwe życie poprzez leczenie i odpowiednie wyżywienie, mają przede wszystkim za zadanie wyprowadzenie jak największej ilości zwierząt i znalezienie im nowych domów. Z reguły pozostawiamy tylko kilka kotów, takich nieadopcyjnych kompletnie - -starych,kalekich albo dzikich.
Te, które tylko rokują socjalizację, zabieramy. Potem, raz na jakiś czas - niby przypadkiem, ktoś z fundacji odwiedza opiekunkę, sprawdzając stan posiadanych zwierząt.
Trudno, ale kiedy raz się osoba zatraci w zbieractwie, nie można polegać na jej rozsądnym zachowaniu. Tłumaczenie, że jest jedyną odpowiednią osobą do opieki nad kotami, nie przekonuje mnie zupełnie.
Generalnie w tych przepełnionych zwierzętami domach mnożą się one między sobą bez jakiejkolwiek kontroli. Brak pieniędzy powoduje także, że koty często są chore, zarobaczone, niedożywione. Niejednokrotnie lepiej by im było, gdyby mieszkały w komórkach czy blokowych piwnicach. Wtedy miałyby szansę na pomoc ze strony osób działających w organizacjach pro-zwierzęcych. W momencie kiedy są zamknięte w mieszkaniu, mogą liczyć tylko na cud, że jakiś życzliwy sąsiad, poruszony ich losem zgłosi się w ich imieniu prosząc o pomoc.
Ale miejmy świadomość, że takie zachowania należą do rzadkości.
Ludzie nie chcą ingerować w cudze życie, obawiając się reakcji karmicieli.
Tym razem na szczęście pani z Górnej jest wdzięczna znajomej za kontakt z FKM. Cieszy się, że ktoś zaoferował pomoc jej i kotom.

Z pozoru prosta interwencja zaczyna się komplikować i to w sposób dramatyczny.
Stado 20 kotów zmniejszyło się już o jedno kocie maleństwo, które po podaniu środka na odrobaczenie zaczęło szybko słabnąć. Nastąpiły wymioty, biegunka i wysoka temperatura. Kociak tracił siły i jedyną słuszną decyzją było pożegnanie Go.
Tak się często dzieje, że dopiero w momencie kiedy zaczynamy leczyć, podawać środki na odrobaczenie, karmić odpowiednim jedzeniem, w kocich organizmach zaczynają się dosłownie rewolucje i zamiast poprawy, występują problemy zdrowotne, jakby środowisko bakterii i zarazków było dla nich korzystniejsze. - Najgorsze sensacje powodują zawsze środki na odrobaczenie.
Robaczyca jest chorobą podstępną i wyjątkowo niebezpieczną i - niestety - bardzo często kociaki z nią przegrywają w walce o przetrwanie.
Kiedy żyją sobie w kociaku, są nieszkodliwe. Ale kiedy podaje się leki na ich zabicie, uaktywniają się i najpierw powodują sensacje jelitowe, potem krwawe biegunki i - powiem w oparciu o wieloletnie doświadczenie - mało które kocię przeżywa.
Innym skutkiem ubocznym działania robaków są wszelkiego rodzaju uszkodzenia bądź zaburzenia neurologiczne.
Nie muszę dodawać, że takie maluchy trafiają potem do trudnych adopcji, bo sama mając kota z porażeniem mózgowym, wiem jaką odpowiedzialnością musi się wykazać opiekun przyjmując takiego kota do domu.

Teraz sytuacja jest w miarę opanowana.
Koty dorosłe zdrowe izolujemy od chorych.
Choruje kocica, która poroniła miot, dorosły kocur, który ma niekontrolowane biegunki oraz wszystkie maluchy.

Koci katar przeplata się z biegunkami, które trudno opanować, bo pani z dobroci serca karmiła je mlekiem.

Nie tracimy jednak optymizmu.
Teraz zabiegamy przede wszystkim o fundusze na leczenie i sterylizację i oczywiście przeprowadzona będzie niebawem rozmowa odnośnie wytypowania kandydatów do adopcji.

I pomagamy, bo cóż innego nam zostaje.............

 

Wpis: 26.09.2011