Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Jedyny słuszny koci kierunek

 

Historia tak typowa i banalna, że aż trudno uwierzyć. Standard przeciętnego, kociego nieszczęścia.
Działki pracownicze gdzieś na Retkini. Miejsce, gdzie niejeden Łodzianin mile spędza wolny czas. Ma swoją enklawę wytchnienia po pracy, chwilkę dla siebie i własnych przyjemności. Kilka grządek z warzywami, jakieś rabaty kwiatowe, miejsce na leżak, czasem mały domek.
Cicho, sielsko, spokojnie.
Tak mija mu życie od wiosny do zimy.
Latem cieszy się naturą, zimą pielęgnuje wspomnienia i oczywiście tęskni za swoją ukochaną działką.
Ale jest też i druga grupa działkowców. Oni nie chodzą na działkę tylko po to, by pielęgnować kwiaty. Oni mają inne cele: każdego dnia, bez względu na pogodę, na porę roku, udają się na działkę. Powód jest jeden - muszą nakarmić mieszkające tam koty.
Z reguły jest ich kilka, stabilne stadko, bytujące tam od lat.
Opieka jest solidna i poprawna, koty po kastracji, kocice sterylizowane, nie ma obawy, że urodzą się małe.
Żadnych konfliktów społecznych o kocim podłożu też nie ma. Wzajemne relacje poukładane są prawidłowo, chciałby się rzec: proszę o więcej takich ogródków działkowych!
Sytuacja staje się mniej komfortowa, w chwili kiedy pojawia się nowa kotka bądź kot.
Pół biedy, kiedy jest to następny dziki kot. Wtedy opiekunowie mają znane sobie zadanie do wykonania: klatka-łapka, transport do lecznicy na zabieg i sytuacja opanowana.
Tym razem pojawiła się w ogródku kotka domowa - skora do zabawy, szukająca kontaktu z ludźmi, kompletnie nie radząca sobie w stadzie z dzikusami.
Biedna, odganiana była od miseczki z karmą, atakowana przez dorosłe kocury.

Nie miała gdzie spać, tułała się, drzemała pod krzakami, ale liście spadły i to schronienie też przestało użyteczne. Opiekunka szukała domu dla kotki, sama już miała zajęty, znajomi i rodzina też mają swoje futrzaki, co więc zrobić?
Może przekazać ją pod opiekę FKM?
Tylko jak tam dotrzeć?
W sumie życie tak pokierowało zdarzeniami, że KM dowiedziała się o kotce szybko - już na początku grudnia, ale niestety kotka musiała czekać na przyjęcie.
Zawsze tak jest, że przed nadejściem zimy i srogich mrozów zabieramy w pierwszej kolejności małe koty, potem młodzież i jako ostatnie dorosłe koty. One znają trudne życie kotów bezdomnych i niestety w drodze po bilet do nowego domu muszą ustąpić miejsca tym mniejszym.

KM nie zapomina o kotach, a nawet jeśli jej coś umknie, to są wolontariuszki i pilnują rytmu pracy Fundacji.
Limonka, bo tak nazywa się od dziś kotka, ma niespełna rok, jest bardzo miła i mrucząca. Boi się jeszcze trochę innych kotów, ale szybko się przekona, że w domowym kocim przedszkolu u Magdy są inne koty niż te działkowe, bojowe diabły.

Teraz ma czas na aklimatyzację, na stabilizację emocjonalną, ochłonie, wyśpi się, domyje futerko i zacznie, jak to młody kot, bawić się z innymi, a to będzie dla Magdy znak, że można jej szukać domu. Najgorsze już za nią. Skończyła się tułaczka! Każdy następny dzień będzie już dla niej lepszy, jest przecież w FKM.

 

Wpis: 12.01.2012