Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Jednak mam farta!


Wiedziałam, że przejęcie Całusa i Buziaka było ryzykowanym posunięciem z mojej strony. Pora kompletnie niestosowna, wiek kociaków mało atrakcyjny no i status niby kota bezdomnego, a jednak nie do końca...
Ale ze mną tak już jest, że czasem podejmuję decyzję jakby kompletnie nierozważnie, wbrew logice i panującym regułom, nawet ze świadomością, że popełniam błąd. Na swoje usprawiedliwienie zawsze mam jedną niezmienną odpowiedź: "Nie wiem dlaczego tak się dzieje, jednak mam przeczucie, że będzie dobrze!"

Tak było i tym razem. Pomimo tysiąca argumentów na "nie", podejrzeń, jakie zrodziły się w wyniku  komunikacji w kociej sprawie, zabrałam sierściuchy i po temacie. Te sławne już "przeczucia" i  "wizje", one zawsze są wyjaśnieniem moich mało racjonalnych zachowań. Dokładnie tak było i tym razem.
Kiedy Bożena przesłała mi zdjęcia z interwencji, niewiele myśląc, udostępniłam je znajomym z dopiskiem: "Dwa kocury przyjacielskie szukają domu, bo ich pani poszła sobie za Tęczowy Most". Każdy kociarz wie, co taki termin znaczy, nie musiałam pisać dosłownie.
Minęła może godzina, kiedy zadzwonił telefon.
-Co tam Wojtuś? - Pytam zaciekawiona. Tyle lat prowadzimy wspólne działania, byłam święcie przekonana, że wraz z nadejściem wiosny u mojego przyjaciela zrodziły się nowe pomysły.
Myliłam się tylko częściowo. Okazało się, że projekty już się krystalizują i będziemy niebawem razem działać, ale dla mnie ważniejsze były słowa rzucone mimochodem.
- Iza,  co to za koty po zmarłej? 
- Cóż, rak... Przeważnie on wygrywa. Wojtuś ciężki klimat.
- Widzę, że ruszyły Ci się koty - Rozmowa toczy się dalej.
- No, latają już moje dziewczyny po mieście i zabierają skąd się da, matki i małe, taka pora taki czas.
- Z małymi sobie poradzisz - kontynuuje bez emocji - Ale te dwa starsze to mi przywieź, podpiszę na nie adopcję.
Oniemiałam !
- Wojtuś?!? Jesteś pewny?
-Tak! Nie nudź mała!
 
W czwartek z Bożeną i Romanem pojechaliśmy po koty. Procedura fundacyjna  ruszyła. Pani Wiesława podpisała umowę przekazania FKM obu kocurków, potem nadeszła pora na wizytę w lecznicy, by je oba przebadać i zaszczepić. Na koniec został Wojtek nieczuła na nieśmiałe próby protestu. Twardo więc rzekłam:
- Wojtuś, nie ma  to tamto, musi być porządek! Poproszę dowód, piszemy umowę adopcyjną!
Nie był szczęśliwy i ja go rozumiem, przecież znamy się już trochę lat, mamy za sobą nie tylko wspólne artystyczne działania. Są też koty wspólnie ratowane, jednak pozostałam nieugięta.
 
Pięknie ujęła moje zachowanie  Bożena:
- Wojtek, nie dyskutuj, bo i tak  z Szefową nie wygrasz. Kiedy idzie o FKM ma klapki na oczach i nie robi wyjątku dla rodziny, znajomych, czy przyjaciół. Dla niej liczy się wyłącznie dobro Fundacji. Ja już się tego nauczyłam i szanuję takie zachowanie.
 
Biedny, popatrzył na mnie jak na kosmitkę i zrezygnowany podał dowód mówiąc:
- Czy ktoś ma u ciebie ulgi?
- Nie, nawet mój syn pisał umowę adopcyjną na Dexstera, mimo, że sam go zdjął z naszego drzewa!
Tym razem nie było komentarza, tylko długie wymowne spojrzenie.

Cóż mogę jeszcze dodać do tej wyjątkowej historii? Czasem tak jest, że mimo tysiąca obaw, niepokoi i wątpliwości, w finale jest happy end!
Nie umiem podać recepty na zdolności adopcyjne Kociej Mamy, oprócz serca i miłości do futer, odrobiny szczęścia, musi być coś więcej, bo inaczej, jak racjonalnie wytłumaczyć, to co dzieje się wokół FKM? Kocia magia?
 
Wpis: 30.04.2015