Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Jeden dzień w Piotrkowie

 

Najlepsze pomysły mają to do siebie, że rodzą się pod wpływem chwili. Nie planujemy, nie piszemy scenariuszy, w sumie nawet do końca nie rozumiemy impulsu, który nas popycha do określonego działania.
Tak było i z powstaniem Kociej Mamy.
Do szału i pasji doprowadza moich przyjaciół totalny brak poczucia rzeczywistości, ale dotyczy to tylko niektórych sfer mego życia dotyczących moich pasji.
Codzienność mojego życia przez lata była typowym schematem: praca, dom, dziecko, obowiązki, dbałość o innych. Jednak kiedy podjęłam decyzję o powołaniu FKM, wtedy dopiero moje życie nabrało rozpędu, nie sądziłam, że można żyć w jeszcze większym pędzie.
Nie zabiegałam o rozwój organizacji, byłam sobą, kociarą, społeczniczką, choleryczką z głową pełną pomysłów, ale w tym wszystkim widzącą innych, ich potrzeby, problemy, zmartwienia, troski...
I tak biegnąc przez życie, ratując koty, podnosząc ludzi, jakoś te moje pomysły nie chciały się skończyć, powstawały wciąż nowe, jednym z nich była edukacja.
W zasadzie nie miałam pomysłu jak ona miała wyglądać. Pamiętam jak na początku, kiedy rzuciłam hasło, że trzeba edukować młodzież i dzieci, Emila popatrzyła na mnie uważnie i jak to ona, uporządkowana, biorąc do ręki pióro chciała napisać konspekt.
- Żartujesz sobie! - zezłościłam się - Jakoś to samo się ułoży... jest nas tyle, napiszę maila, dziewczyny coś wymyślą.
Emilka pokręciła głową z niedowierzaniem:
- Ekstra! Super! Jakoś to będzie! Przecież tak nie możemy pracować!
A jednak!
Napisałam do dziewcząt zbiorową wiadomość z moim pomysłem.
I się ruszyło. Najpierw powstały jakieś rymowanki, rebusy, krzyżówki, które nieśmiało wprowadzałyśmy na spotkaniach z dziećmi, kocie malowanki, a potem się zadziało - doszła Ania - nauczycielka biologii, Justyna, dołączyła Karolina malująca dzieciom buziaki w koty, potem odbyła się inauguracyjna lekcja, jakoś przez przypadek i się potoczyło.
Zaproszenia na zajęcia napływają do fundacji nieustannie od września do połowy czerwca, biegamy jak w ukropie między Łodzią, Szadkiem a Piotrkowem. Tak się porobiło!
A dlaczego tak się dzieje? Dlaczego Jaśmina musi delegować młodzież na zajęcia z szefową w ramach nagrody? Dlaczego dzieciaki niby w wieku trudnym noszą kocie koszyki na edukację? Dziewczyny zamiast zbijać bąki malują na uradowanych buziach kocie wąsy?
Odpowiedź jest jedna, prosta - bo jestem szczera w tym co robię. Jak powiedziała Ania:
- Szefowa czasem na nas nafurczy, nakrzyczy, ale zawsze dba o wolontariuszy i jest sprawiedliwa.
To jest sekret rozwoju fundacji: tu się każdy czuje ważny, nie ma lepszych i gorszych, mądrzejszych i głupszych. Każdy jest jednakowo ważny, bo nasz "kociomaminy".
A młodzież najbardziej ceni prawdę, ich się pięknymi słowami nie omami, dlatego Filia Piotrków tak prężnie działa, bo mając takie szefowe - mnie i Jaśminę dzieciaki się odnalazły w ekipie Kociej Mamy. Tu czują się docenione i w pełni akceptowane, nikt się nad nimi nie wywyższa ani nie traktuje z pobłażaniem, są w każdym momencie traktowani jak partnerzy, których zdanie i opinia też jest ważna.
Miało być o edukacji i było. Tym razem powiedziałam jak to się dzieje, że na takim poziomie możemy wykonywać cele statutowe. Na każdych zajęciach powtarzam podkreślając niezwykłość tego zjawiska: moi kochani, są dziś ze mną wasi starsi koledzy, z nich bierzcie przykład są niewiele od was starsi, a już są niezwykli!
Już nie piszę o kocich paciorkach, o opowieściach Renaty o tym co jedzą koty, to już jest standard.

Dla mnie najważniejsi są oni: moja cudowna młodzież z Filii, ich zapał, pomysły, ich aktywność. Dla nich nawet chora, przekładam inne obowiązki czy spotkania i jadę, by odwiedzić te młode, gorące głowy, w których aż gęsto od rozmaitych pomysłów. Niektóre nawet wcielam w życie.

 

Wpis: 26.05.2014