Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Jeden dzień Szefowej


Wiadomo nie od dziś, że Fundacja Kocia Mama jest jedną z tych organizacji w Łodzi, która współpracuje z największą liczbą lecznic weterynaryjnych. W każdej dzielnicy mamy przynajmniej dwie bądź trzy lecznice, zależy to od potrzeb zgłaszanych przez domy tymczasowe i ich lokalizacji. Nie ma sensu podejmować wspólnych działań z lekarzami, jeśli nie posiadamy w danym rejonie wolontariuszek ani karmicieli.
 
Lecznice KM, jak się o nich mówi w naszym fundacyjnym slangu, oprócz opieki nad kotami spełniają jedno bardzo ważne zadanie - są pośrednikami między opiekunami kotów, a organizacją. Zgłaszają potrzeby w jakim zakresie trzeba włączyć się z pomocą w leczeniu, dostarczeniu karmy czy też w przeprowadzaniu akcji sterylizacji bądź kastracji bytujących na danym terenie kotów.
Mają też doskonałą informację, komu trzeba pomóc w sfinansowaniu leczenia bezdomnego kota albo zabrać miot kociaków do adopcji, czyli są najlepszym łącznikiem pomiędzy FKM, a każdą osobą, która ma na uwadze dobro kota.
 
Czasem zdarza się, że kompletnie bez powodu zaglądam do współpracujących lecznic. Ot tak tylko żeby porozmawiać, ustalić działania na najbliższe tygodnie, dopytać o komunikację z wolontariuszkami czyli normalne działanie szefowej, bo dobrze jest mieć rękę na pulsie.
Lubię te kursy do lecznic, bo podczas krótkich spotkań można więcej ustalić niż w wyniku godzinnej rozmowy telefonicznej. Zawsze zresztą byłam zwolenniczką kontaktu bezpośredniego. 
 
Jeden dzień z Małgorzatą był bardzo owocny.
 
Najpierw zabrałyśmy trzy małe kocięta z pewnej piwnicy na Kusocińskiego.
To była niezła bomba zegarowa, bo wszystkie trzy maleństwa okazały się kociczkami. Złapania i zawiezienia na zabieg kotki-matki podjęli się jej opiekunowie.
 
Później pojechałyśmy do Łagiewnik i udało się odłowić już czwartego kota na zabieg w ramach akcji Urzędu Miasta.
 
Następnie zajrzałyśmy na moment do lecznic Zwierzętarnia i Perełka, a w każdej miałyśmy kontakt z kotem niestety skrzywdzonym przez człowieka.
 
U Małgorzaty i Tomka przebywa kot Kuba, ktoś mu łapę wyrwał ze stawu. Mimo, iż kiedyś był dziki, teraz zapomina o strachu, pozwala się pielęgnować i ładnie przyjmuje leki. W tej sytuacji, kiedy na tyle zaufał człowiekowi, mimo 7 lat, będzie przygotowywany chyba do adopcji, o tym zdecydują jego opiekunki. Fundacja przejęła finansowanie leczenia, badań i rehabilitacji.
 
W drugiej lecznicy - Perełce poznaję kotkę, której się zrzekła opiekunka. Nic dziwnego, zdarzają się takie sytuacje, ale nie każdy niechciany kot wypada z piątego piętra... Brak słów, nie wiem co począć z tym fantem! Chyba muszę się naradzić z właścicielką lecznicy, czy warto podejmować kroki prawne?
Umowa jaką zawarłam z Gosią jest prosta - ona leczy kicię, Fundacja pokrywa koszty. Do momentu, kiedy stan będzie stabilny i  niewymagający dodatkowych zabiegów, przebywać będzie na rezydenturze w Perełce, potem przejmie opiekę Fundacja, jak zawsze... Kolejna biedna, nie winna niczemu istota. Nie ma jeszcze roku, jest jednym wielkim rozmruczanym nieszczęściem, mimo krzywdy, jaką uczynił jej człowiek.
 
I tak wygląda przeciętny dzień szefowej w Łodzi. Między jednym telefonem, a drugim, w trakcie czytania kolejnego sms-a poznaje ludzi, którzy się dziwią, że ta dziewczyna to mózg i napęd FKM! Oni myśleli, że taką energię to mają inaczej wyglądające kobiety, a tu takie rozczarowanie... Drobna, niepozorna, a taka konkretna, stanowcza i twarda. Wie czego chce i jeszcze umie swoje wizje przełożyć na konkretne działanie dla dobra ludzi i kotów.

Pod koniec dnia Małgorzata stwierdza:
- Mam dość, muszę odpocząć, padam. Marzę o herbacie i ciepłym kocu na kanapie, a ty co masz Iza w planie? 
Patrzę na nią i zaczynam wyliczać: 
- Mam chore trzy smarki - muszę im podać leki, zakroplić oczy, wyczyścić kuwety, potem proza życia - podać obiad, jakieś sprzątanie. I prasowanie czeka... wrrrrrrrr nie lubię. Później wsadzić kwiatki - od dwóch tygodni rosną w doniczkach, napisać artykuł, zrobić przelewy za faktury fundacyjne, popracować - czeka grafika do wybrania. 
Małgorzata patrzy na mnie coraz większymi oczami.
- A przepraszam, kiedy ty odpoczywasz? 
Kręcę głową.

- Nie znam takiego słowa, nawet jak śpię planuję kolejność następnego dnia. 
- Wykończy Cię ta Fundacja!!! 
- Może tak, może nie, - odpowiadam - ale masz rację, niekiedy też mam takie wrażenie, chyba Pan Bóg mi rozum odebrał w chwili, kiedy zdecydowałam się założyć Kocią Mamę!
- Nie żartuj, nikt już sobie nie wyobraża jakby to było bez Kociej Mamy - twierdzi Gosia. 
Zresztą nie ona jedna ma takie zdanie, więc nadal biegam, a za mną każdy kto widzi sens i efekt niesamowitej pracy, jaką wykonuje codziennie pod szyldem FKM.
 
Wpis: 6.06.2013