Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Historia pewnego krzesełka


Ludzie różnie spędzają wolne chwile. Jedni układają godzinami pasjanse, inni czytają bieżącą prasę. Natalka, niepoprawna kociara, jakby miała mało zadań w Fundacji, czas wolny spędza sprawdzając na rozmaitych forach, co się dzieje w kocim świecie. Kto szuka karmiącej kotki, kto stanął w obliczu wyzwania, jak pielęgnować nieporadne sierotki, komu nagle zaginął kot, a kto przygarnął ewidentnie domowego i czeka, aż pojawi się stęskniony opiekun.

Pewnego dnia słyszę: 
- Wykończy mnie ten Piotrków, czy możemy zmienić wpis w kontakcie na www? 
- Tak, myślałam nawet o tym, bez sensu przyjmować interwencje, skoro Filia w sumie jest tylko na papierze, kilkoro sympatyzujących z fundacją ludzi to niestety zbyt mało, by realnie działać. 
- Przykro mi odbierać zgłoszenia, jak i tak nie mamy miejsca, by przyjąć kolejne. 
- Ten rok jest wyjątkowy. - tłumaczę cierpliwie - Popatrz, u nas też jest mnóstwo kociąt, mimo tak wytężonej pracy. 

Minęło kilka dni. Na grupie pojawiło się zdjęcie - siedem smarków siedzi na ogrodowym krześle. Pani zgłasza maluchy jako potrzebujące pomocy, nie mają matki, schronisko miejscowe odmawia, organizacje lokalne także tłumacząc się brakiem wolnej przestrzeni, ona sama nie może w żaden sposób ich zabezpieczyć, bo rodzina już dość udręczona jej miłością do kotów, mają sześć tygodni...
Pod zdjęciem pojawił się adres pani, telefon, imię i nazwisko.

Interwencja całkiem typowa, ale w sumie tak nie do końca...
Krzesło od razu nasunęło skojarzenie z moim fotelem, który tak chętnie okupują smarki rezydujące w kocim przedszkolu. Kociaki siedzą zbite w stadko, ale dla uważnego obserwatora nawet jedno zdjęcie jest kopalnią informacji - maluchy w żaden sposób nie są zestresowane, przestraszone czy też czujne. Nie wykazują najmniejszych obaw przed człowiekiem, który zrobił im to zdjęcie. 

- Te smarki nie są po dzikiej kotce. Natalia dopytaj o ich matkę. 
- Nigdzie jej nie ma. Pani jest bardzo przejęta, jedno podobno zamarzło... Szefowa, one są taki małe, nieporadne... 
Jeszcze raz uważniej przyjrzałam się zdjęciu: żadnych oznak kataru, załzawionych oczu, noski czyste... Coś mi nie pasowało, szczególnie to krzesło, jakieś myśli snuły mi się po głowie... Powiedziałam o wątpliwościach...
- Też pytałam o nie panią, ale podobno tam są tak oddani opiekunowie, że nawet pod blokiem ustawiają kotom kanapy!!!
Kolejna sprzeczność: tacy miłośnicy, tacy oddani, a ewidentnie domowe kociaki siedzą na krześle....

Sobota wieczór.
- Natalia masz jakieś wieści z Piotrkowa? Pomógł ktoś wreszcie tej pani i jej małym?
- Czasem mam wrażenie, jakbyśmy były jedyną fundacją, podglądam innych strony, nawet w połowie nie są tak zakocone...
- Bo są sprytni. Tylko u nas jest kilkanaście telefonów w kontakcie i jeszcze są odbierane. - śmieję się.
- Pani jest mobilna, deklaruje chęć dowiezienia, gdzie tylko wskażemy.
- Natalia, przestań, wiesz ile mamy kotów... No dobrze, niech dowiezie, ale poproś o wsparcie, choćby na odrobinę jedzenia.

Wyjojczyła te koty, mimo zakocenia, mimo zastoju w adopcjach, wbrew rozsądkowi. Nie wiem która z nas gorsza: ona, że tak empatyczna i ufna czy ja, która powinna wiedzieć dobrze, że skoro pojawiają się specyficzne myśli, że kiedy rozum podsuwa zapytania, powinnam odrzucić emocje.

Stało się. Daria z Vedmedu otworzyła w niedzielę specjalnie lecznicę. To nic, że niby czas wolny i prawo do odpoczynku, że ma małe dziecko, że wstała z łóżka, bo dopadło ją zapalenie oskrzeli.

Poniedziałek.
Telefon od lekarki: 
- Ta pani z Piotrkowa jest odrobinę namolna, już żałuję, że podałam jej swój prywatny numer... Trudno mi się mówi, mam okropny kaszel, gorączkę, a ona non stop dzwoni i zadaje tysiące pytań: "Dlaczego fundacje ze sobą walczą, dlaczego maluchy są na kwarantannie, czy jest szansa na adopcję siedmiu jednocześnie, czy aby na pewno trafią do dobrych domów, dlaczego jeszcze szefowa tej fundacji nie była uprzejma do mnie się odezwać, mam prawo wiedzieć o losie swoich kociąt..."
Słuchałam tych rewelacji i podniosło mi się ciśnienie.
Przeprosiłam lekarkę i obiecałam, że już nigdy nie narażę się na podobną sytuację, nie odważę się żadnej opiekunce, nawet sprawiającej wrażenie rozsądnej i rozumnej podać prywatnego telefonu.
- A czy pani przekazała obiecane wsparcie ?
- Nie, tylko pięć kociąt przywiozła, dwa gdzieś poszły...
- Jestem pewna, że się znajdą!!!
Przejrzałam intencje pani...

Wtorek.
Środek dnia, staram się nadgonić zaległości zawodowe. Telefon, odbieram, może ktoś o adopcję.
- Witam, jestem zniesmaczona postawą pani jako szefowej, składam skargę na wolontariuszkę Natalię!!! Na jej pracę, na postawę, na traktowanie kocich opiekunów.
W mig połączyłam kropki.
- A czy może się pani przedstawić?
Padło nazwisko, a adres i telefon ja dopowiedziałam. W słuchawce usłyszałam milczenie, więc wyjaśniłam:
- Mam zdjęcia z telefonu, otrzymałam od wolontariuszki z pani danymi oraz listę nieodebranych połączeń i sms, którego wysłała z prośbą o kontakt. Jeśli mam mieć podstawy do rozpatrzenia skargi, proszę o dowody na złe zachowanie Natalii. Jak na razie to jej zawdzięcza pani, że koty do Łodzi przyjechały, więc nie bardzo rozumiem w czym problem?
Usłyszałam te same opowieści jakimi uraczyła Darię, więc wytłumaczyłam najważniejsze kwestie, ale nie wiem czy cokolwiek dotarło do pani, bo najważniejsze było wymuszenie na mnie obietnicy, że podejmę kroki, by ukarać Natalię. 
Cóż, grzecznie, ale stanowczo wyjaśniłam dokładnie, że nigdy w życiu w trosce o los kociąt nie wyadoptuję jednej osobie całego miotu z obawy o ich los i intencje potencjalnego chętnego, nie wspomnę o wydatkach jakie trzeba ponieść, by takim stadem dobrze się zająć. Skoro taka z niej kociara, powinna wiedzieć o jakie koszty mam na myśli. Co do wsparcia, powiem wprost te 200 zł to kropla, która zapewni tylko odrobaczenie.

Nikt jej nie zmuszał, by koty nam przekazywała, na terenie Piotrkowa jest schronisko i dwie przynajmniej organizacje - fundacja i towarzystwo, dziwnym jest, że z takim uporem walczyła, aby to akurat Kocia Mama koty zabrała.
Chce wiedzieć, jak działa moja fundacja - zapraszam na www, ja nie mam w obowiązku bycia przewodniczką opowiadającą o formie i sposobie naszej pracy, pożegnałam panią.

Finał - wtorek wieczór
Jak widać pani jest uparta, tym razem atakuje Przewodniczącą Rady Nadzorczej i składa skargę na Szefową!
Współczuję Emilce, przykro mi, że i ona kompletnie nie w temacie musiała wysłuchać tyrady pani.
Tym razem nie tylko Natalia jest winna, ja także, bo byłam niegrzeczna i arogancka, nie podzielałam jej zdania, zabroniłam nagabywać lecznicę, wyśmiałam jej pomysły adopcyjne, a co gorsza lekarz był tak niemiły, że upomniał się o datek, pani jest dość zamożna, mogłaby bardziej fundację wesprzeć, ale sama pani rozumie, przy takiej postawie szefowej i braku z jej strony zrozumienia i współpracy...
Tak jak Natalię, Darię i mnie na początku i Emilkę zwiodła spokojna, cicha pani, ale to tylko poza, bo doktor z lecznicy miał próbkę karczemnej awantury, gdy przypomniał ustalenia odnośnie wsparcia.
Pan, który dowiózł koty pieniądze miał w kieszeni przygotowane, nie musiał nawet sięgać do portfela...

Fakty są takie, że kociaki zostały w fundacji. Są miłe, łagodne i zdrowe, mają 6 tygodni. Dzienny pobyt jednego w lecznicy wynosi 10 zł. Kwarantanna trwać musi minimum tydzień.
Koszty utrzymania to jedna kwestia, druga to czynności weterynaryjne: odrobaczenie, odpchlenie, szczepienie. Wszystko razy siedem!!! 
Desant Krasnoludków z Piotrkowa trochę zaboli finansowo. 
 
Sprawdziłyśmy adres jaki pani podała, mieści się tam prywatny dom i zarejestrowana jest firma, której właścicielką jest opiekunka niby bezdomnych kotów. Dlatego już nie budzi naszego zdziwienia fakt  ustawionych  pod oknem krzesełek i kanap .

Wnioski? Natalia wyleczona z wiary w prawdomówność opiekunów. Daria zaczyna tworzyć listę nieproszonych gości. Emilka się zastanawia do kogo pani teraz będzie dzwonić ze skargą? Na którą padnie?
Zalecam  ostrożność, wystarczy mieć odrobinę wyobraźni a wszystko da się w internecie znaleźć, potrzebne informacje ale i prawdę!
 
Wpis: 3.11.2016