Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Historia Migotki z Piotrkowa

 

 

Maleńka Migotka została znaleziona we wtorek (2 czerwca) przez panią Joannę, która jechała właśnie do pracy. Już z daleka zauważyła maleństwo, które… siedziało na jezdni!!! Pomiędzy pasami ruchu na wylotówce na Bełchatów!!!! Obok pędziły auta, w tym mnóstwo TIR-ów, ogromny huk, wstrząsy jezdni, smród spalin! Nikt się nie zatrzymał! Nikt. Wszyscy ignorowali malucha, jego los, odwracali głowy! Udawali, że ich to nie dotyczy! A w tym wszystkim to maleństwo, które nie miało praktycznie już siły się ruszać. Czekało pokornie na śmierć pod kołami oszalałych pojazdów.

 

Samo nie mogło się tam znaleźć. Dlaczego? Czy tak chore, słabe, niewidome kocię byłoby w stanie wejść na ogromny, nachylony, betonowy wiadukt? Samo przemknąć pomiędzy autami, których nie widziało? Samo chcieć popełnić samobójstwo? Nie, nie, nie i jeszcze raz nie!

Ten los zgotował maleństwu człowiek. Tylko człowiek jest zdolny do takiego okrucieństwa i bezduszności. Ba! Może nawet chorej satysfakcji! Może ten zwyrodnialec chciał ujrzeć ciało tego kociątka rozbryzgujące się na asfalcie? Może chciał usłyszeć jego ostatni, przedśmiertny krzyk?

 

Na szczęście pani Joanna jest wrażliwą i odważną osobą! Zatrzymała auto, nie zważając na nic, dała znać innym kierowcom, by zachowali ostrożność (bo przecież nie rozum) i zebrała maleństwo z jezdni. Pędem pojechała do Piotrkowa. Niestety, nie wiedziała, gdzie się udać. Zostawiła kicię w jedynej znanej sobie lecznicy i zadzwoniła do nas. Szybko zadziałaliśmy. Odebraliśmy kicię ze wskazanej lecznicy i zawieźliśmy do naszej, fundacyjnej. I tak wskoczyliśmy z jednego dramatu w drugi.

 

Nie oszukujmy się. Stan zdrowia kotki jest, delikatnie rzecz ujmując, nieciekawy!!! Ma zaawansowany koci katar, gałki oczne zapadnięte, kompletnie nic nie widzi i dziś nie możemy powiedzieć czy i kiedy będzie widziała… Jest bardzo osłabiona, nie wiemy przecież ile przebywała w takich warunkach, kiedy ostatni raz jadła. Wiemy, że koci katar nie jest od dziś, choroba rozwijała się długo i ktoś na to pozwolił. Najgorsze jest jednak uszkodzenie pyszczka. Cały był we krwi. Na zdjęciach wyraźnie widać, że mała nie ma brody. Tak, brody – dolna warga została… oderwana? Wyrwana? Zdarta? Dziąsło jest zdarte aż do kości. To jedna wielka rana w tak małym ciele. Dziecięcym ciele…

Słyszeliście kiedyś dźwięk noża jadącego po szkle? Z pewnością. Ciarki przechodzą po plechach na samo wspomnienie. Wyobraźcie sobie, że właśnie taki dźwięk wydają zęby Migotki, kiedy próbuje jeść poranioną szczęką. Goła kość o górne zęby…roda będzie wymagała rekonstrukcji chirurgicznej…

 

Walczymy o zdrowie i życie maleńkiej. Mocno wierzymy, że wspólnymi siłami się uda. Mała cały czas jest pod ścisłą kontrolą weterynaryjną, przyjmuje antybiotyki, leki przeciwbólowe i przeciwzapalne. Dom tymczasowy otacza ją szczególną troską. Jest nerwową pacjentką. Boi się potwornie każdego hałasu, każdego niespodziewanego dotyku. Przecież nie widzi i nie wie, kto ma jakie zamiary. Próbuje się bronić, chować, kiedy nie ma świadomości, że to opiekun do niej podchodzi. Trzeba dużo do niej mówić, mówić czule i spokojnie, mówić cichutko. Wtedy się uspokaja i daje brać na ręce. Bardzo łaknie ciepła i spokoju.

 

Dlaczego Migotka? Skąd takie imię?

Wierzymy, że ta iskierka, która ledwie - ledwie, delikatnie i nieśmiało w niej jeszcze migoce, dzięki Waszej pomocy rozbłyśnie blaskiem płomienia życia i walki o nie!

 

Wpis: 7.06.2015