Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Gwiezdne koty


Chojny, jedna z dzielnic Łodzi. Zabudowa typowa, stare kamienice, jakieś domki jednorodzinne, kilka bloków. No i oczywiście żyją tu kociarze. Karmią futrzaki na swych posesjach, stawiają miski pod autami, na pustej działce pojawił się nawet koci domek. Znają się lub przynajmniej mają świadomość swojej obecności, dlatego nawet w przypadku ich wyjazdów nie mają koty biedy. Bytują w kwadracie kilku ulic i doskonale znają pory każdego karmienia. Stołówka zawsze pełna jest super pyszności, mogą grymasić do woli. Wiadomo, natura powoduje, że z nudów sobie wędrują, odwiedzając kolejne miejscówki. Nikt ich nie przegania, nie płoszy, w sumie sytuacja wymarzona, by mogły spokojnie egzystować.
 
Znam koty i opiekunów, sytuacja nikogo nie dziwi, jestem przecież obecna w kociej społeczności od prawie 20 lat. Karmiciele też znają drogę do mnie. W sumie mają zapewnione 100 % pomocy, Fundacja udostępnia, jako jedna z nielicznych, sprzęt do odłowu dzikich czyli klatki łapki, chwytaki, a ostatnio na wyjątkowo oporne mruczki kupiłam nawet pneumatyczną dmuchawkę. Są kennele do rehabilitacji, transporterki i małe klatki do nauki czystości. Finansuję zbiegi nie czekając na program urzędu miasta, opłacam operację, leczenie i na dodatek pomagam z adopcją. Nie idę na skróty jak inni, nie usypiam ślepych miotów albo chorych czy powypadkowych kotów. Pod skrzydła Kociej Mamy przyjmuję wszystkie zgłaszane maluchy, nie dzieląc ich na lepsze i gorsze, kolejka przyjęć obowiązuje tak samo trikolorki, rude,czarne i niby zwyczajnie szare czy bure.
Nie odmawiam pomocy i wsparcia nikomu. Jeśli tylko miłośnik mruczków respektuje zasady naszej pracy, zawsze jesteśmy do dyspozycji by pomóc, doradzić czy nawet podjąć wspólne działania. 
 
Ciśnie na usta się pytanie: skoro jest taka super komunikacja, skoro Fundacja stwarza tak korzystne warunki działania, dlaczego zatem od kilku lat rodzą się na tym terenie bezdomne koty w stanie tak żałosnym, jakby nikt kompletnie o nie się nie troszczył?
Szczerze odpowiem, że nie wiem i od przynajmniej dwóch lat nie potrafię pojąć dlaczego tak się dzieje!
Koty są zlokalizowane, karmiciele się znają, a jednak sprawia im ogromną trudność porozumienie się i połączenie sił w działaniu na rzecz wyeliminowania możliwości przychodzenia tak chorych kociąt na świat. 
Każdy z nich ma swoje prywatne futra w domu. Rozpieszcza je, podsuwa rozmaite frykasy, dba o stan zdrowia, zapewnia szczepienia i zabawki. Gdzie ma zatem serce, kiedy stawia miseczkę kotce w bardzo wysokiej ciąży? Szczególnie to pytanie kieruję do kobiet, powinny być bardziej wrażliwe i czułe! Czy można miłością wytłumaczyć takie zachowanie? Nie umiem tego pojąć, dlaczego pozwalają, by kilka razy do roku kotka rodziła miot maluchów, których oczy po kilku tygodniach są w dramatycznym stanie?  Przecież mają świadomość naszej pracy, że nigdy Fundacja nie działa wbrew karmicielom, nie zabiera kotów z miejsc, w których bytują. Wręcz przeciwnie, zachęcamy do wspólnej aktywności,  skorzystania z wiedzy i umiejętności  wolontariuszek by bezdomnym zapewnić godne życie. Żadna kochająca matka nie umie patrzeć obojętnie na cierpienie dziecka, tym bardziej przygnębia mnie fakt, że nie mogę liczyć na rozsądek i zaangażowanie właśnie kobiet. Ten problem jest wyjątkowo łatwy do rozwiązania, jednak z przyczyn mi kompletnie nieznanych, nadal jesteśmy zawieszone w próżni.
 
Fundacja ma zaszczyt odbierać koty, których leczenie generuje ogromne kwoty. To tak na marginesie dodam. Nie mam wsparcia z żadnego urzędu, rachunki opłacam z pieniędzy, które otrzymuję w ramach wsparcia albo wypracujemy same. 
Dlaczego jestem wściekła? Bo płacę horrendalne kwoty za leczenie małych, których mogłoby nie być! Bo wysłuchuję od lekarek żali o to, dlaczego im przydzieliłam  to wyjątkowo przykre zadanie, jakim jest otwieranie zalepionych ropą oczu? Albo pretensji dlaczego karmiciele tak się zachowują? Czasem też pytań o to,  czy mam świadomość ile leków  przeciwbólowych muszą te małe przyjmować, dlaczego jeszcze ich nie przegoniłam, dlaczego godzę się na takie traktowanie? Zdarzają się też wyrzuty, że zachowuję się irracjonalnie i wyjątkowo głupio, że są przecież inne organizacje na terenie Łodzi, więc dlaczego my mamy mieć wyłączność na tak chore koty? Dlaczego, skoro karmią z premedytacją, nie adoptują okaleczonych kotów? Brakuje im empatii? Współczucia? Na mnie spływają ich emocje, wątpliwości, obawy, zmęczenie, rozgoryczenie.
Tak wygląda moja codzienność.
 
Stan faktyczny:. Jest jedna dość świadoma opiekunka. Pojawiła się jak całkiem niedawno, w lot pojęła zasady naszej pracy, zrozumiała wagę i skalę problemu i o dziwo, bardzo sprawnie idzie jej łapanie i zabezpieczanie kotów. Jest rewelacyjna, pilnuje terenu, gdzie karmi mruczki. Mam nadzieję, że wreszcie złapie matkę moich potencjalnych cyklopów.
 
O nastrojach jakie panują w Gabinecie Filemon gdzie rezydują 4 smarki świadczą imiona jakie nadała im lekarka.
Wader, Luke, Lejla, Yoda. Znamy wszyscy Gwiezdne Wojny, wielką popularnością cieszyły się filmy o walce jaką toczyły ze sobą Złe i Dobre Moce.
My też liczymy, że wreszcie rozsądek przemówi troskliwym karmicielom do rozumu, albo mądrością wykażą się koty i jakiś cud sprawi, że zmienią stołówkę, na taką, gdzie karmią tylko mądre, prawdziwe miłośniczki kotów. 
 
Wpis: 21.06.2016