Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Granica miłości


Założyłam Fundację, bo kocham koty, znam je, rozumiem, bo lgną do mnie ludzie, czują ciepło, aprobatę, akceptację. Jestem trudną szefową, wymagającą, ale sprawiedliwą. Lubię moje dziewczyny, chwalę się nimi, szczęśliwa, że do mnie trafiły. Bardzo emocjonalna, relacyjna, potrafię być szalenie wyrozumiała, bo są w życiu sprawy ważne i ważniejsze i takie, o które nie warto kruszyć kopii.
Młodość ma to do siebie, że jest najlepszą porą na czas gorącej głowy, na błędy, porażki, nawet pomyłki i kompletnie nieracjonalne decyzje. Przykre i smutne bardzo, gdy głupio zachowuje się dorosły człowiek, kłamie, rzuca na wiatr obietnice, oszukuje, mataczy.
Nawet nie chcę pamiętać, ile usłyszałam zobowiązań bez pokrycia, ile razy mnie okłamano. Przestałam się nad tym zastanawiać, bo ja ze swoją psychiką, dawno bym już oszalała, gdybym te wszystkie sytuacje analizowała.
Jestem twarda, umiem zacisnąć zęby i walczyć o swoje racje, ale tylko do czasu kiedy wiem, że nie działam wbrew sobie. Czasem mam wrażenie, że w poprzednim wcieleniu byłam kotem, mam ten instynkt, który nie raz już pomógł mi reagować właściwie, niby jestem wybuchowa, ale jednak nigdy nie tracę głowy, staram się podejmować decyzje rozważnie, mając na uwadze wyłącznie dobro Fundacji.
Są momenty, kiedy na bok muszę odłożyć swoje prywatne życie, zapomnieć, że łączy mnie z wolontariuszkami przyjaźń, sympatia, koleżeństwo.
Reaguję analitycznie, chłodno, wyciągam wnioski i podejmuję decyzję znając dokładnie zakończenie interwencji.

Od zawsze zadaję sobie pytanie, gdzie leży granica miłości w relacjach człowiek-zwierzę. A może jej  wcale nie ma?   
Podstawą działania Kociej Mamy są interwencje zgłaszane w dwojaki sposób: dzwoniąc na kontakt bądź pisząc maila.
Dziewczyny pracujące w kontakcie mają chyba najtrudniejszy wolontariat, bo muszą zawsze zachować poprawność komunikacyjną.
Bardzo doceniam ich powściągliwość, takt, wyczucie, dyplomację w komunikacji.
Sprowadzanie szaleńców, oszołomów, krętaczy i kłamczuchów na ziemię zawsze mnie przypada w udziale, taki gratis z bycia szefową.
W sumie robię to czasem z przyjemnością, bo złość mnie bierze na roszczeniowe zachowanie i kompletnie niezasadne wymagania wobec naszej fundacji.

Kiedy jedna z wolontariuszek zadzwoniła bardzo przejęta, opowiadając mi o biednej, starszej pani mieszkającej gdzieś w Koluszkach, słuchając jej relacji, kreśliłam scenariusz interwencji. Od pierwszej chwili znałam zakończenie przygotowywanej interwencji, ale znając temperament i empatię dziewczyny, musiałam dla jej i mojego dobra pozwolić na to smutne doświadczenie. Jest mądrą dziewczyną, przyszła by działać, być aktywną, jest odpowiedzialna i sumienna, no i ma to co dla mnie najważniejsze dobre serce!
Podekscytowana pakowała auto zabierając przygotowaną dla kotów wyprawkę, relacjonowała mi sytuację dzieląc się z informacjami, które poznała od zgłaszającej problem lekarki.
Słuchałam bez komentarza.
- Weź proszę umowy przekazania kotów, na wszelki wypadek, żeby uniknąć potem problemów, przygotowałam dwa domy tymczasowe, przyjmą 4 koty, jak już tam jedziesz, szkoda marnować okazję. Nie rób zdjęć karmicielce - to była moja jedyna prośba.
Wiedziałam co zastanie dziewczyna na miejscu, ale musiałam jej na tą wyprawę pozwolić.
- Pani można zarzucić wszystko - usłyszałam po kilku godzinach. - Jest w sporze z prawie z całym światem... tylko o koty dba rewelacyjnie.
- Mam nadzieję, że uprzedziłaś o polityce firmy, że wsparcie jest jednorazowe, skoro nie decyduje się oddać Fundacji kotów.
- Tak. Wiedziałaś? 
- No!!! 
- Nie jest zła, raczej rozgoryczona.
- One wszystkie takie są, samotne, skonfliktowane, poranione życiem zatracają się w dziwnej miłości, której normalny człowiek nie jest w stanie zrozumieć. To syndrom podobny do tych, z jakich leczą się matki uzależnionych dzieci, kobiety prześladowane przez najbliższych. Głuche i ślepe na wszelkie argumenty. Popadają w długi, niszczą znajomości, żyją w brudzie i ubóstwie trwając w przeświadczeniu, że najlepiej się troszczą o te swoje mruczące futra.
 
Dziewczyna jest zbyt inteligentna bym czyniła wymówki. Wolę jej raczej nakreślić problem, bo on niestety będzie powracał co pewien czas. 
- Kochanie niejedną jeszcze taką panią poznamy podejmując próbę pomocy. Uwierz mi, ja już w różnych domach byłam, w bogatych i biednych, u ludzi wykształconych i analfabetów, widziałam zdewastowane mieszkania, z których unosił się fetor trudny do zniesienia, współczułam mieszkającym obok lokatorom. Ja, kociara, stawałam po drugiej stronie, nie identyfikowałam się z opiekunami kotów.
Nie umiem zrozumieć, co ich pcha do takiej destrukcji, pozbawia godności, niszczy.
 
Zrobiło mi się smutno, czasem zaufanie ma zbyt dużą cenę, ale jak inaczej moje dziewczyny zdobędą doświadczenie?
 
Wpis: 31.01.2016