Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Goście z Australii


Kiedy pada hasło "Kocia Mama", reakcja jest zawsze taka sama. Każdy od razu właściwie nas kojarzy: Iza i jej dziewczyny! To zadnie zawiera wszystko co, można  powiedzieć o mojej  Fundacji. Kocia Mama to  generalnie kobiety.
Są  wyjątkowe! Tworzą moją niesamowitą armię istot o wielkich sercach i empatii, o jakiej niektórzy mogą tylko pomarzyć. Solidarne i koleżeńskie zgodnie pomagają mi tworzyć tę wyjątkową, jedyną na świecie organizację. Delikatne, kruche, zwiewne, wyglądają na małe nieporadne dziewczynki.  Ale to tylko pozory. Są silne, jak trzeba twarde i nieugięte, wrażliwe, szalenie uparte w tym co robią, konsekwentne i wiedzą, jaką wagę ma dane słowo, przysięga czy obietnica.
Te, które są ze mną, pomagają mi zmienić trudną codzienność kotów, szczególnie tych niezależnych, żyjących obok. Ukończyły dobrą szkołę, która nauczyła ich co to współczucie, troska o innych, pomoc koleżance, praca w grupie ale co chyba jest najcenniejsze, poznały wagę swych słów. Fundacja ma tak rewelacyjnie wyniki, jest skuteczna właśnie dlatego, że u nas nikt nie rzuca słów na wiatr. Pokazałam moim wolontariuszkom, jak ważną rolę odgrywa w życiu odpowiedzialność, prawość, uczciwość. 
 
Słowa są niesłychanie ważne w naszym życiu. Pocieszają, gdy cierpimy, dodają otuchy, wiary, rozbudzają nadzieje i marzenia. Nic nas w życiu nie jest w stanie bardziej zranić i dotknąć, jak głupio składne obietnice. Ból ma to do siebie, że mija. Po pewnym czasie zapominamy, jak dokuczała zraniona noga, spuchnięty palec czy wyrwany  ząb. Słowa  pochopnie rzucane zawsze wracają  nawet  jeśli tego nie chcemy, dźwięczą gdzieś z tyłu głowy, nie dają o sobie  zapomnieć. Wszystko o nich przypomina: sytuacje, gesty, skojarzenia.
 
Wyjątkowe jest  to, że częścią naszej społeczności, nie jest się dlatego, że posiada się właściwą legitymację. Nas nie łączą składki i zebrania, a emocje i uczucia.
Szacunek, wzajemna akceptacja, zrozumienie i szalona wyrozumiałość. Będąc Szefową muszę mieć dodatkowo bardzo dużo cierpliwości, co przy mej naturze jest wyjątkowo trudne niestety. Ale powiem szczerze: staram się.
W Kociej Mamie wszystko odwrotnie działa niż w typowych organizacjach. Generalnie ratujemy koty, ale potencjał grupy potrafię przełożyć na działania i w innych sektorach: pomagamy w zakupie sprzętu rehabilitacyjnego, cała Fundacja od lat z uporem zbiera plastikowe korki, wszelką zbędną odzież przekazujemy ludziom biednym, a zabawki i przeczytane książki oddajemy dzieciakom z Centrum Zdrowia Matki Polki.
Dobrym łatwo się jest, złość trzeba w sobie odszukać a to już wymaga czasu, którego żadna z nas na szczęście nie ma.
 
Olga jakiś czas temu poleciła do dalekiego kraju z którego pochodzą słynne misie Koala i Kangury. 
Poprosiłam, a raczej zapytałam:
- Olga, a może by miśki zawitały do Matki Polki?
- Czemu nie?!
 
Nic nie mówiłam Marcie o swoim pomyśle. Szykowałam Jej i dzieciom niespodziankę. Wiemy z jakim oddaniem dziewczyna troszczy się  o karmione butelką kocie oseski. To dla niej stawałam na głowie, by kupić  inkubator, by nie odchodziły za TM, by zaoszczędzić jej łez. Marta łączy niezwykle trudny wolontariat, bo jest DT opiekującym się kociętami zabranymi matkom, z bardzo wyczerpującą emocjonalnie pracą - uczeniem dzieci w  szkole przyszpitalnej. Non stop ociera się o  ból, chorobę i cierpienie. Ile trzeba mieć siły, żeby te wszystkie emocje znieść i jeszcze mieć na twarzy szczery promienny uśmiech? Dla Marty, a raczej dla przebywających tam dzieciaków często przekazuję zebrane wśród znajomych  prezenty. 
Tradycją stały się już w Kociej Mamie tego rodzaju  telefony: "Koleżanka robiła porządki...", "Mam dla Ciebie puzzle i układanki, z których dzieci już wyrosły..." "Mam pudło przytulanek...", "Są do przejęcia klocki..." Dzwonią, dzwonią, dzwonią... Wszyscy jesteśmy świadomi, jak bezcenny jest uśmiech chorego dziecka.

By sprawić im radość, dać chwilkę zapomnienia, znowu wpadłam na szalony pomysł, który spodobał się Oldze.
I tak  przyleciały z ciepłego kraju, dzięki pomocy życzliwych ludzi, piękne, puchate przytulanki, sławne australijskie miśki.
 
Olga, Piotrze,  jestem tak wdzięczna, że brak mi słów!  Mina Marty była bezcenna, kiedy patrzyła  na pluszową gromadkę.
- Ty to jesteś Izulka! - wydusiła zachwycona!
- Nie ja, kochanie, poprawka - My jesteśmy!!! No już, zabieraj te prezenty zanim zaczniemy się mazać jak dzieci.
- Dam tym najbardziej chorym - już planuje Marta.
- A daj komu chcesz wiesz lepiej! Ale jeden zostaje u mnie, odrobina prywaty - tłumaczę wzruszając wymownie ramionami - Ma długie łapuchy, którymi wszystkich zdoła przytulić, no i najważniejsze: ma czerwony kubraczek, żeby nie marzł.
- Wszystko jasne - śmieje się Marta - To Twoja Koala!
- No pewnie! Olga potwierdziła!
 
Zawsze jestem dumna z mojej Fundacji, a w takich chwilach to już prawie pawia przypominam.
Raz jeszcze wielkie dzięki, Olgo i Piotrze!!! Dzieciaki  Was pozdrawiają!!! Laurkę macie ode mnie w gratisie, za dobre serce!
 
Wpis: 10.02.2016