Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Dziewczyna do zadań specjalnych


To już rutyna i schemat, nie ma miejsca na błąd czy niefart. Kiedy opiekunki stosują się do przed łapankowych zaleceń, gdy postępują jak im mówimy podczas szybkiego instruktażu, zawsze interwencja kończy się sukcesem.
Tym razem było podobnie. Pewna pani na Bałutach - starej dzielnicy Łodzi - zgłosiła do Fundacji, że na podwórku koczują dwa chore kociaki z kotką, która ewidentnie jest ponownie kotna...
Emilka napisała na grupie post o interwencji, a Karolina zgłosiła gotowość przeprowadzenia akcji.
Z uwagi na adres zamieszkania wolontariuszki, przeważnie jej przypadają akcje w tamtym rejonie Łodzi.
- Jaka ta pani jest roszczeniowa - narzekała dziewczyna po zakończonej  rozmowie telefonicznej - 100% działania jest po naszej stronie, karmicielka na żadnym etapie nie jest w stanie się włączyć. Muszę złapać kociaki, przerzucić do lecznicy, a matkę na zabieg...
- Karolina, spokojnie, nie pierwszy i ostatni raz mamy taką sytuację. Dawno nie łapałaś, więc działaj, zanim wyjedziesz z formy - śmiałam się ucinając jej narzekania.

Ludzie dzwoniąc i zgłaszając nam problemy, częściowo przerzucają swoje kłopoty na fundację. Ale przecież od tego jesteśmy, walka z bezdomnością jest sensem naszego działania. Nie możemy się  złościć, że jest takie natężenie interwencji, to pośrednio jest wypadkową naszej kompetencji ale i wyrazem szacunku, jakim obdarzają nas opiekunowie kotów. Z reguły każdy szuka pomocy u najlepszych. Czy nam się to podoba czy nie, same swoją postawą społeczną zapracowałyśmy na taki autorytet. 

Takie osoby przeważnie sadzą, że kociary to jakieś nawiedzone kobiety, lekko obłąkane, nie do końca rozumiane przez otoczenie i tak bywa faktycznie, ale nie w mojej Fundacji. 
Wyobrażam sobie minę pani, kiedy przed jej drzwiami stanęła śliczna, uśmiechnięta dziewczyna z klatką łapką i kontenerem w rękach. 
- No to idziemy złapać te dzikusy - mówi Karolina i ponagla panią, która jest lekko oszołomiona. 
- Mam cały dzień do dyspozycji - deklaruje karmicielka.
- A ja nie - odpowiada dziewczyna - jestem w trakcie przeprowadzki i muszę zrobić dwa projekty. Wie pani, w FKM działam społecznie.
Pani jest w coraz większym szoku, że też są jeszcze takie istoty.
 
Niecałą godzinę zajęła Karolinie cała interwencja.
Matka złapana pojechała na zabieg do lecznicy Oaza. Tam lekarze dokonali sterylizacji aborcyjnej, co, jak się okazało, uratowało kotce życie. Oprócz zdeformowanego miotu, który by się nie wykocił siłami natury, kotka miała dużą cystę na jajniku, która była pełna ropy, a jakby tego było mało, stan zębów był tak fatalny, że kotka niebawem umarłaby z głodu.
Tak więc kotka została poddana kompleksowemu leczeniu, które refunduje oczywiście FKM.
 
Maluchy natomiast trafiły do Lecznicy Perełka, gdzie niezwykle troskliwie opiekuję się nimi doktor Małgorzata, która od lat bardzo nam pomaga - przyjmuje ciężkie przypadki medyczne, oswaja dzikie kociaki. Małgosia jest lekarzem ale i społecznikiem pomagającym Fundacji.
 
- Dawno nie łapałam, ale nie wyszłam z wprawy - konkluduje Karolina, gdy relacjonuje mi dokonaną interwencję.
- Tego się nie zapomina - wyjaśniam - ja też uwielbiam łapać dzikie koty na zabieg. Każda zabezpieczona kotka, to mniej potencjalnego nieszczęścia. W ten sposób drobnymi kroczkami zmieniamy kocią rzeczywistość. Zobacz, po 6 latach pracy już widać efekty. Mniej kociaków jest rozjechanych przez nieczułych lub nieuważnych kierowców, mniej kotek wraz z chorym potomstwem błąka się po ulicach. To są wymierne efekty codziennej, wytrwałej pracy.
- Poproszę zatem o kolejne zlecenie. Wracam do systematycznej pracy! 
- Bardzo proszę - spełniam życzenie mojej wolontariuszki i dyktuję kolejny adres na Bałutach.
 
Wpis: 3.09.2014