Duet wolontariacki
Witamy kolejny duet na pokładzie Kociej Mamy. Powiedziałabym, że to sytuacja typowa, wręcz tradycyjna. Już nawet nie pamiętam do kogo w kwestii wolontariatu zgłosiła się Daria. Otrzymałam informację, że chce pracować jako dom tymczasowy i pomoc w transporcie. Ponieważ od pewnego czasu prowadzę weryfikację, dziewczyny do mnie podsyłają wszystkich chętnych do podjęcia pracy w Kociej Mamie.
Przyjęłam taką politykę z kilku powodów. Jednym z nich jest brak czasu, mamy rewelacyjną opinię, jesteśmy znane, ale praca ze mną to nie zabawa, trzeba być odpowiedzialnym, aktywnym i bardzo kompetentnym. Fundacja to ogromny moloch, ale działający sprawnie, żadna z nas obarczona setką zadań nie ma czasu uczyć nierokujących osób. Trudno, by trzymać poziom muszę dbać o jakość.
Renata także została zaproszona na spotkanie, to jej przypadnie ewentualnie opieka na nową wolontariuszką. Imię rokuje dobrze - Daria. Jedną już mam w ekipie - jest solidna, to była jak widać prorocza opinia.
Od pierwszego momentu wiedziałam, że to materiał na super wolontariuszkę - otwarta, miła, niezwykle komunikatywna, a od chwili, kiedy wyjęła notes i zaczęła zapisywać usłyszane informacje, byłam pewna, że dużo dobrego zrobi dla fundacji.
Jak widać mam rękę do ludzi!
Daria bardzo szybko zrobiła furorę w grupie. Mało, że wszystkie dziewczyny ją lubią, to mamy wrażenie, jakby była z nami od zawsze. Zawsze uśmiechnięta, punktualna, systematyczna, w krótkim czasie musiałam ją zacząć ograniczać w przyjmowaniu zadań. Trochę była zdziwiona, kiedy z uśmiechem powiedziałam:
- Spokojnie, życie to nie tylko wolontariat, musisz mieć czas na rozrywki i przyjemności, czas by poznać smak życia. Tak, tak, do tego też się przyzwyczajaj, masz kompletnie inną szefową niż wszyscy, jestem wymagająca, ale nie pozwolę byś się stała fundacyjnym pracoholikiem. - dodałam.
Roześmiałyśmy się obie.
- Fakt. - przyznała - Dziewczyny mnie uprzedziły, że u was, o sorry, u nas w Kociej jest wszystko postawione na głowie, ale podoba mi się.
Mało, że prowadzi dom tymczasowy i nie jest ważne, jakie koty mają otrzymać jej opiekę, to jeszcze pracuje w kontakcie, pilotuje kiermasze i jarmarki, zabiega o sponsorów i wsparcie, jeździ w transporcie dostarczając dziewczynom potrzebną karmę, robi zdjęcia adopcyjnym kociakom, zakłada bazarki, to w gratisie mam pośrednio jeszcze wolontariusza w postaci jej przyszłego męża, Bartka. Kilka razy zawitał do mnie, początkowo zdystansowany, troszkę z boku, patrzył na nas jakby onieśmielony z niedowierzaniem, poznawał relację, miałam wrażenie, że bardzo dziwi go cała sytuacja, w którą też został mimo woli chcąc nie chcąc uwikłany. Finał jest taki, że Bartek też wsiąkł w Fundację. Widzę, że bardzo szybko zrozumiał, jaką rolę odgrywa w życiu każdej z nas Fundacja, ile daje nam radości, satysfakcji, więcej - stał się aktywny i ile może pomaga.
Dla mnie taka sytuacja jest komfortowa, bo inaczej się pracuje mając świadomość akceptacji przez bliskie osoby działań dla fundacji, a Daria ma trudne zadanie, bo bycie w kontakcie telefonicznym sprawia, że czasem ma się ochotę rozpłakać ze złości i bezsilności w zderzeniu z głupotą dzwoniących do nas ludzi.
Wpis: 11.09.2015