Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Drugie dno


Telefon typowy.
- Ja w sprawie kotki - zaczyna się standardowo, a potem już trudny do przerwania monolog... - Karmię koty od lat, jest jeszcze i sąsiadka, obie mamy razem ponad 150 lat...
No przynajmniej pani jest dowcipna- myślę sobie...
- Ale już sił nam brakuje...
Tu już zaczyna się typowa nuta, zaraz będą roszczenia... Znam te tematyczne przejścia opiekunów.
- Telefon dostałam od lekarza z lecznicy przy ulicy Piłsudskiego, powiedział, że otrzymam pomoc - pani uprzedziła pytanie.
 
Boże, ile razy tłumaczyłam, że jest strona www i kontakt i dziewczyny, które są kompetentne! Już nawet nie mam ochoty po raz kolejny dzwonić i tłumaczyć dla mnie oczywistej sprawy, że Fundacja to wolontariat, że prawo do życia osobistego, że jest praca, którą muszę wykonać, że Fundacja nie może aż tak ingerować w moje życie, że grzecznie się jest zapytać, czy można moim numerem telefonu szastać na prawo i lewo. Zero zrozumienia, jak grochem o ścianę. Czy tak trudno jest zrozumieć, że gdybym chciała pociągać za wszystkie fundacyjne sznurki, byłby jeden numer telefonu podany w kontakcie, a skoro jest przeciwnie, można wysnuć wniosek, że ufam moim współpracowniczkom i nie ma potrzeby o wszystkich kocich problemach mnie informować? 
Mam wyczucie do ludzi, właściwie odbieram ich emocje, umiejętnie rozdzielam zadania i obowiązki, więc taktownie byłoby uszanować moje prawo do anonimowości.
Na to jednak pomału przestaję liczyć. 
Numer mojego telefonu krąży kanałami w świecie opiekunów kotów, przekazywany bez żenady jak pałeczka w sztafecie. A ja bronię  się jak mogę przed dzwoniącymi, bo szkoda mi czasu swojego ale i karmicielki. Nawet jeśli wysłucham grzecznie typowej dla mnie opowieści to i tak przekieruję na kompetentną wolontariuszkę, która podejmie interwencję.
Czasem zastanawiam się jakie wizje mają w głowie miłośnicy kotów, co oni tak naprawdę wiedzą o sposobie pracy Fundacji? 
Przeraża mnie ich indolencja.
Zastanawiająca jest jedna kwestia, treść przekazywanych sobie wiadomości, bo przecież skoro mieli już kontakt z Kocią Mamą powinni być świadomi, jak działamy.

Tym razem było dokładnie tak samo!
Wysłuchałam opowieści, przekierowałam na Monikę, która mieszka najbliżej. Dziewczyna udała się na interwencję. Prawda okazała się po raz enty inna niż bajka, którą ja zostałam uraczona.
Kotka nie jest dzika, a problem nie dotyczy ani finansów, ani trudności z jej złapaniem.
Kobiety mając świadomość swego wieku i brak osoby chetnej na jej adopcję, uznały, że najlepiej przekazać ją Fundacji i wymyśliły zgrabną bajeczkę, jakie to są nieporadne i mało skuteczne.
Jakoś nie umiem pogodzić się z takim zachowaniem, w sumie dobrych ludzi. Przecież karmią te koty, troszczą się, więc w jakim celu nas okłamują?
Monika bardzo delikatnie opisała tę interwencję: Szefowa, problem nie tkwił w złapaniu kotki tylko przekazaniu jej pod skrzydła Fundacji.

Kocia Mama jak wróżka spełnia różne życzenia. Opiekunki są szczęśliwe, kotka biega po domu Moniki.
Czeka na sterylizację aborcyjną. Panie finansują opiekę medyczną, co jest miłym zachowaniem. Za moment zacznie się sezon na małe kociaki, więc to jest ostatni moment, by kici szukać domu, bo potem najprawdopodobniej będzie czekała do jesieni. Takie są procedury fundacyjne, potwierdzone wieloletnim doświadczeniem.
 
Wpis: 23.03.2015