Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Druga strona medalu czyli współpraca FKM z Urzędem Miasta

  • Elvis
    Elvis
  • Emma
    Emma
  • kolejny kociak z taką samą historią
    kolejny kociak z taką samą historią

 

Mając specyficzny - jak to mówi Magda - sposób pojmowania problemu walki z bezdomnością, a na domiar realizując politykę totalnie rewolucyjną dla działaczy prozwierzęcych, nigdy nie włączałam się specjalnie w kampanie i akcje społeczne na jakie byłyśmy zapraszane jako FKM. Wręcz unikałam ich, a jeśli tylko mogłam, prosiłam o zastępstwo prezesową, która po pewnym czasie także się poddała i stwierdziła dyplomatycznie, że obecność Kociej Mamy nie jest na nich konieczna.
Myślę, że na taką postawę zdystansowaną, bierną, przyjęcie pozycji obserwatora złożyło się kilka przyczyn. Najważniejszy był jednak czas, którego ja nigdy nie miałam w nadmiarze, znajomi wręcz mówili o mnie żartobliwie, że gonię czas albo że mi go ktoś kradnie!
I właśnie ten brak czasu, szacunku do chwil mijających był dla mnie decydującym czynnikiem, który zaważył na sposobie działania Fundacji na terenie Łodzi przez kilka ostatnich lat.
My byłyśmy wszędzie tam, gdzie był kot w potrzebie, kiedy trzeba było złapać kota bądź przeprowadzić interwencję, ale nie było nas w samorządzie lokalnym, gminnym czy też urzędach.
Pracowałyśmy jak szalone ratując koleje kocie nieszczęścia, ale nie robiłyśmy z tego powodu żadnego zamieszania, przecież walka z bezdomnością, ograniczanie populacji to nasze cele statutowe, idea przewodnia, pierwszy punkt w programie pracy FKM.

I wyróżniłyśmy się jeszcze bardziej innym sposobem pojmowania działania wolontariuszy - pełen wolontariat! To dopiero było zamieszanie. Ludzie kręcili głowami: a gdzie macie siedzibę? A u mnie w domu - odpowiadałam słodko - z kim chcę, to sobie wypiję herbatkę!
Nic nie rozumieli! Siedziba, telefony, auta... no prawie bajka, a gdzie zatem fundusze na koty jak się opłaci rachunki?
A u nas kiedyś padło pytanie przy moim stole, był Zarząd i Rada na herbatce: dziewczyny chcecie mieć siedzibę? Szukamy lokalu? A Emila spytała: no fajnie, a kto tam będzie siedział, kto ma czas? Ja nie, mam małe dziecko, swoje koty, jestem domem tymczasowym, pracuję zawodowo... i dalej lawina zadań i tak wymieniała każda, która spokojnie herbatkę sobie piła!
Tak upadła idea siedziby.
I mijały lata. U nas trwała  non stop praca na wysokich obrotach, rozwój, ekspansja, budowa renomy, a inni zwijali żagle, zamykali siedziby, odłączali telefony...
Wyszło na moje!
 
Zmieniła się też pozycja i relacje FKM z Urzędem Miasta. Już na zebrania nie przychodzi 50 osób jak poprzednio. Trwające godzinami spotkania kończyły się tylko sporami, bo każdy miał pomysł i przy nim niestety zostawał. Zamykaliśmy obrady bez jakichkolwiek ustaleń, zawsze miałam potem tylko niesmak, jak ma się poprawić los zwierząt jeśli my-ludzie nie umiemy się zjednoczyć tylko urządzamy  przepychanki, licytacje, kłótnie... To przelało kroplę goryczy i definitywnie FKM ucięła kontakty. Robiłyśmy swoje.
Teraz kiedy inni polegli, nie sprawdziły się ich pomysły, upadły organizacje - to jest smutne - już nie grzmią roszczeniowo, już nie mówią co ma im Urząd zapewnić - jest czas dla FKM.
Czas zmian!
My zawsze byłyśmy dumne! Nigdy nie prosiłam Urzędu Miasta o pomoc finansową dla FKM. Dla mnie były to wstyd, gdybym jako szefowa nie umiała zapewnić wolontariuszkom tego, co jest im oprócz serca potrzebne do bycia ze mną i pomagania kotom.
Teraz UM i FKM to partnerzy! Tak wygląda nasza współpraca - jak się chce można się świetnie zrozumieć i nie potrzeba tracić cennych godzin na czcze pogawędki.
Świetnie się nam współpracuje, włączamy się, uzupełniamy, przejmujemy inwencję! Wreszcie! Ważne narady trwają 15 minut, dyskusje prowadzone są poprzez e-maile, a uzgadnianie  szczegółów trwa w drodze z jednego urzędu do drugiego, czyli tak jak lubię - w międzyczasie.

I urząd inaczej teraz patrzy na tą kobiecą fundację! I dobrze, zmieniła się nasza pozycja, bo jesteśmy wiarygodne, na nas można liczyć, tu nikt bajek nie opowiada. Kiedy szefowa obiecuje, że przyjmie nieuśpione kocięta, to tak się dzieje.
Zawsze mówiłam, że trzeba żyć w zgodzie z literą prawa, musimy szanować nakazy, ale kiedy ustawa nie nakłada obowiązku, a jedynie dopuszcza możliwość, nasze niezwyczajne działanie tak naprawdę nikomu nie przynosi ujmy, nie robi krzywdy, a może uratować kocie życie, to czemu mamy iść po najmniejszej linii oporu?
Te kocięta, które teraz ma pod opieką Magda są najlepszym przykładem na to, iż urzędnik nie jest człowiekiem bezdusznym, tylko my, organizacje prozwierzęce, musimy chcieć mu pomóc. Jeśli wie, ma 100% pewności, że organizacja przyjmie maluchy, to nie ma takiej opcji żeby zalecił eutanazję.
On ma przed sobą Ustawę i wytyczne, ale kiedy ma świadomość, że ma także z drugiej strony FKM - to jestem pewna, że zawsze wybierze jedyną słuszną decyzję czyli telefon do FKM!
Tak było teraz i będzie z pewnością coraz częściej:
- Halo, mam telefon do pani... ze schroniska... kotka do mnie przyszła...okociła się... kłopot... co robić?
- Nic, niech rosną, matkę karmić i zapewnić spokój, a jak kocięta będą miały 6 tygodni - Fundacja je przyjmie.
- No nie! Żartuje pani?
- Gdzież bym śmiała! Mówię poważnie!
- No w schronisku też tak obiecali, że pani weźmie, ale dlaczego? Po co one pani?
I wtedy zawsze śmieję się do łez! Na co mi te wszystkie koty? Jak to? Bo mam najbardziej szalone dziewczyny na świecie, które chcą zbawiać koci świat! Bo my jesteśmy Fundacja Kocia Mama. Mamy koty w herbie i serca wielkie jak domy. Ja nie mam żadnej kontroli nad tym, jakie dziewczyny dołączają do FKM. Samo się to wszystko dzieje, a że jedna z drugą nieprzeciętna to mam płakać? Wolę działać! Rosną już nowe kocie oseski!

 

Wpis: 9.04.2013