Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Czym żyje KM

  • fotografie Bogdan Rogulski
    fotografie Bogdan Rogulski

 

czyli refleksje na koniec roku

 

Chyba najważniejszą zasadą działania FKM, jaka przyświeca od zawsze w moich kontaktach z wolontariuszkami jest całkowita dobrowolność działania i przyjmowania zakresów pracy lub podejmowania się kolejnych obowiązków.
Wychodząc z założenia, iż wolontariat jest całkowicie wolny od wynagrodzeń, nie mogę, a już tym bardziej nie mam żadnego prawa wymagać czegokolwiek ani zmuszać do wykonywania zadań, których realizować nie chcą.
Każdy wolontariusz przyjmuje określone funkcje na zasadzie dobrowolności i tylko od niego zależy, na ile zrozumie wagę i ciężar, odpowiedzialności jaką sam na siebie nałożył.
Dzieje się tak z prostej przyczyny - jest nią renoma i prestiż, jaki ma FKM.

My kojarzymy się przede wszystkim z kompetentnym podejściem do problemu, z fachowym i kompleksowym rozwiązywaniem interwencji, a przede wszystkim z ogromną odpowiedzialnością i rewelacyjnym przepływem informacji na wszystkich szczeblach funkcjonowania organizacji.
U nas nie ma konfliktów, sporów czy też nieprowadzących do niczego waśni.
Dziewczyny rozumieją, iż działają w wyjątkowej Fundacji.
Ja, jako szefowa, mam opinię trudnej, ale sprawiedliwej, wymagam od innych, ale poprzeczkę podnoszę wyżej przede wszystkim dla siebie.
Nie mogę kierować się sentymentem, wyróżniać nikogo, bądź też folgować słabościom, czy kaprysom.

Pewnie, że bardziej restrykcyjnie traktuję te osoby, które zajmują ważne funkcje w Radzie i Zarządzie, to oczywiste - na ich barkach opiera się FKM, ale i od ich kompetencji i zaangażowania zależy opinia i dobre imię. 
Ale tak naprawdę tych dziewcząt, które mają bardzo duży wpływ na tak fantastyczne działanie jest więcej. W sumie jest to każda osoba wymieniona w kontakcie na stronie internetowej, bowiem odpowiada za bardzo ważny zakres i je tak samo ostro rozliczam z pracy. Jest to naturalne zachowanie, bo skoro mają nadzorować działania innych, same muszą być zawsze bardzo dobrze przygotowane i umieć udzielić mi informacji z zakresu ich pracy.
Ja nie znam słów: nie wiem, nie umiem, nie rozumiem - przynajmniej nie w stosunku do moich najbliższych asystentek.
Wiem, że dużo od nich wymagam, ale gdybym nie znała ich możliwości, nie powierzałabym im tych funkcji. To jest oczywiste i logicznie uzasadnione działanie.

To samo dotyczy koordynatorek Filii.
Kontakt między nami nie może być zakłamany, tylko oparty na wyjątkowej uczciwości, bo przecież ja planuję pracę dotyczącą interwencji, leczenia i adopcji w oparciu o ich rzeczową informację. Mnie na co dzień tam nie ma, nie znam wzajemnych relacji między opiekunem kota, a Fundacją.
Teraz niestety ostała się już tylko jedna - w Piotrkowie, ta w Tomaszowie Mazowieckim, mimo moich najszczerszych chęci, wsparcia wolontariuszek z Łodzi, przestała pracować, wszystko się rozmyło.
Dlaczego tak się stało?
Nie wiem, Filia umarła śmiercią naturalną.
Tak samo była wyposażona w sprzęt, miałyśmy lecznice chętne do współpracy, ale cóż, kiedy nie było tej wiary w sukces, w powodzenie.
Jakoś nie bardzo chcę oceniać, ale kilka spostrzeżeń nasuwa się samych.
Brakło wytrwałości, zacięcia. Niby był zapał, ale dotyczył tylko kotów w obrębie własnego pola widzenia.
Czy mam o to żal, że się nie powiodło?
Ależ nie!
Ileś tam kotów udało się uratować, wysterylizować, ktoś tam usłyszał o FKM.

W sumie, jak na tyle lat pomagania, bardzo słaby efekt.
Niby kociarze tam są, ale jakoś tak mało chcą się angażować społecznie, szybko rezygnują, wypalają się.
Nie żałuję moich wyjazdów  do Tomaszowa, spotkań z potencjalnymi wolontariuszami, bo dzięki temu mam prawidłowy obraz tamtejszej sytuacji. Każdy chce coś zmienić, poprawić los kotów, ale wszystko kończy się tylko na rozmowie, a nie ma przełożenia na działanie, takie projekty nigdy nie będą miały najmniejszej szansy na powodzenie.
W sumie ta Filia to był dla mnie tylko kłopot.
Wydawałam tam pieniądze zarobione w Łodzi, a w zamian nie miałam nic.
Nawet rękodzieła nie miał już kto robić…


Jednak nie zamykam się na Tomaszów, nie jestem zniechęcona. Mam nadzieję, że kiedyś Filia znowu tam ruszy, że może się obudzą pasjonaci, oddani sprawie kociarze.
Nigdy nie podejmuję decyzji ostatecznych, bo życie każdego dnia ma inny wymiar i nie wiemy, czym nas zaskoczy.
Na dziś Tomaszów kojarzy mi się z nowymi pomysłami, jakie mam nadzieję realizować przy wsparciu Marcina Witko i jego dwóch asystentek - Zosi i Anity. Dajemy sobie szansę i zobaczymy, co z tego wyniknie!

 

Wpis: 27.12.2012