Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Czas życzeń


Nowy Rok to taka magiczna pora, kiedy zamykamy jeden rozdział naszego życia i sięgamy po kartkę, by spisać wszystkie te pomysły, na które w starym roku zabrakło nam już czasu. Jest to również czas na wszelkiego rodzaju podsumowania, bilanse, oceny, analizę dokonań. W moim przypadku nawet ta prosta z pozoru kwestia też nie jest łatwa. Przyczyną jest oczywiście Fundacja.
 
Od dawna pomieszały się moje światy. Kiedyś umiałam realizować się społeczne w  określonym czasie. Nie było Fundacji, nie pracowała Kocia Grupa, koty łapałam jak mi stanęły na drodze albo jak poprosiły o pomoc starsze kociary mieszkające w moim otoczeniu. Szła fama o Izie co się kotów nie boi. Ludzie opowiadali, że zabiera małe chore smarki z komórek, leczy a potem wydaje do adopcji. Wtedy takie działanie uważano za dziwną fanaberię, więc robiono wymowne miny, że niby na siłę szukam sobie w życiu atrakcji. Ale znając mój cięty język i ostrą ripostę, mało kto się odważył komentować działanie na rzecz kotów bezpośrednio do mnie.
Na początku zajmowałam się futrzakami w najbliższej okolicy. Zaczynałam,  można by rzec, od porządków na własnym podwórku. Z biegiem czasu poznałam Magdę z Żyrafy, Anię z Filemona, Aleksandra z Czterech Łap, no i co za tym idzie, nawet nie chcąc, poznałam działaczki z innych, renomowanych znanych już fundacji.
Zawsze uważałam się za osobę dość niebanalnie działającą, z głową pełną pomysłów, przy czym teź szalenie niezależną i bardzo skuteczną, szybko nawiązującą kontakt z ludźmi. Było oczywistym, że moja obecność w środowisku okrzepłych pań-działaczek wywołała rewolucję. Dotąd pracowano typowo: ślepe mioty poddawano eutanazji, te obciążone kocim katarem również, no bo kto zaadoptuje kota który ma dwukolorowe ślipuchy albo nie daj Bóg brakuje mu jednego? Koty powypadkowe to miały z góry przegrane, bo nikt im nie dawał nawet szansy na podjecie walki - świadomość finansowania operacji kostnej i późniejszej rehabilitacji byłą argumentem na zakończenie wszelkich  dyskusji. 
I wtedy pojawiłam się ja z pomysłami prawie z Marsa.
W środowisku zawrzało!!! 
Kociarze podzielili się na dwie grupy, ci którym bliższe były moje odruchy odetchnęli z ulgą, że mają wsparcie, oponenci zaś zwarli szyki i zaczęli mnie zwalczać. 
 
Powiem szczerze, że mało mnie ich działanie obeszło wtedy, a dziś uważam, że i tak byłam dla tych idiotek zbyt łagodna.
Jak widać prawda i uczciwość zawsze obroni się sama. Z biegiem czasu, kompletnie przez przypadek i przy okazji, zawiązała się moja Kocia Grupa. Dotarłyśmy do etapu, kiedy nastąpiła konieczność założenia Fundacji.
Czy żałuję tej decyzji? Raczej nie, ale mając świadomość w jakim tempie żyję, jakiego formatu jest Kocia Mama, jak niebywałą tworzymy społeczność, która kształtuje i wychowuje ludzi, powiem szczerze, że sama jestem pod wrażeniem, jak z niepozornej kociej organizacji można utworzyć kombajn dobroci działający na tylu przeróżnych płaszczyznach. Dlatego nadal będę jedną ręką w garnku mieszać zupę, drugą pracować jednocześnie mając słuchawkę w uchu koordynować pracą moich rewelacyjnych dziewczyn, w głowie rozważając kolejne pomysły.
Takie jest podsumowanie mojego ubiegłego roku. 
 
Mam i życzenia, te są tradycyjne: Moja Fundacjo, oby nam koty nie chorowały, żeby spokojnie bez atrakcji pracowały domy tymczasowe, żeby epidemie omijały nas szerokim łukiem, żeby koty kalekie trafiały na super dusze, żeby nie brakło nam karmy, żebym nie musiała bawić się w Pana Boga czyli podejmować decyzji o eutanazji, żeby równo i systematycznie pracowały obie Filie, żeby dziewczyny nie miały głupich interwencji.

Czy mam jakieś specjalne życzenia do mojej Fundacji? 
Nie, jako Szefowa jestem spełniona, dumna z moich Kociar, nawet bardzo dodam. 
 
Ale mam też życzenia dla innych Prezesek i Szefowych. Życzę Wam moje drogie Panie, byście nie musiały podszywać się pod moją Fundację, by Magda nie musiała oznaczać naszych najważniejszych dokumentów, by nikt obcy nie pobierał ich z naszej strony. Życzę Wam zbudowania takiej cudownej kociej grupy, z jaką ja mam przyjemność pracować, żebyście nie musiały kłamać, że jesteście częścią Kociej Mamy.
 
To wstyd, żeby Weronika odbierała pocztę ze skargą na inne organizacje pro kocie, że jakieś panie działaczki kradną wyadoptowane koty.
Nie mam zamiaru nikogo wskazywać imiennie, ale przecież macie chyba świadomość, że każde oszustwo wcześniej czy później ujrzy światło dzienne.
Opinię psujecie sobie same, ludziom zostają te obłudne, podłe zachowania w pamięci. Odwracają się od Waszych organizacji, nie w wyniku negatywnych kampanii, ale w efekcie złej pracy i nieuczciwej komunikacji.

Wszystkim Sympatykom, Przyjaciołom i Kociarzom przypominam raz jeszcze: Kot adopcyjny będący pod opieką FKM posiada książeczkę zdrowia fundacyjną z logo, finalizując adopcję nowy opiekun podpisuje umowę również sygnowaną naszym logo, a w przypadku kotów kalekich i powypadkowych rozmowę adopcyjną przeprowadza  zawsze Szefowa.
Dlatego, każdy kto nie spełnia wyżej opisanych warunków, jest zwykłym kłamcą i oszustem.
 
Procedura adopcyjna też jest niezmienna od lat.
Maluchy po skutecznym odrobaczeniu, likwidacji  pasożytów i ewentualnej choroby skóry są szczepione, kocia młodzież po ukończeniu siódmego miesiąca życia jest dodatkowo zabezpieczona przed rozmnażaniem. 
Podczas spotkania adopcyjnego niezbędne jest  posiadanie środka do transportu pupila, dowodu osobistego w celu podpisania umowy. Mile widziane jest też wsparcie na koty będące nadal pod opieką FKM. Formę wsparcia może być przyszły opiekun wybrać sam, jesteśmy w tym temacie elastyczne, prośba tylko mała, ma to być tematycznie związane z naszą statutową pracą.
 
Wpis: 14.01.2016