Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Chwila relaksu


Kiedy Ula poznała Kocią Mamę, dostrzegła wielość, skalę i rozmach naszych działań. Stała się, jak wielu innych, fanką Szefowej, jej dziewczyn i oczywiście całym sercem promuje Fundację.
Z wielką wzajemnością zresztą. Bardzo cenię dowcip, dobroć, takt, sposób, w jaki Ula kreuje swe życie. Myślę, że podstawą sympatii jest nasza zgodność w wielu tematach. Niby różnimy się totalnie - Ula jest spokojna, wyważona, stonowana, a ja wiecznie z wiatrem we włosach, rozgorączkowana, żyjąca na telefonach. Ją chroni mąż i rodzina. Ja mam więcej szczęścia, bo mam jeszcze koło siebie dziewczyny, które dają mi siłę, bym mogła to wszystko ogarnąć, panować nad tym pozornym chaosem.
Jestem jedną wielką sprzecznością, to wie każdy, kto mnie pozna. Nie jest łatwo być ze mną, jak mówi Ania: trzeba mnie poznać i kochać, żeby zrozumieć jak i dlaczego tak się zachowuję. Nikt tak naprawdę nie wie, w jakim żyję amoku, jak bardzo jedna fundacja zaburzyła mi życie, jak mocno ingeruje w moją prywatność, jak kradnie czas, jak mieszają się znajomości, przyjaźnie. Jak wielu mam przyjaciół, sympatyków, życzliwych ludzi, którzy także zabiegają o dobrą kondycję FKM. Jak chronią dostępu do mnie dziewczyny, które z wolontariuszek stały się moją opoką. Dawno już zatarły się oficjalne relacje, to też ewenement kociomaminy. Z zazdrością i zdumieniem pytają mnie inni jak to robię, że mam taką ekipę, w jaki sposób dobieram zespół jak planuję pracę?
Sądzę, że nikt mi nie wierzy, kiedy stwierdzam z uśmiechem, że to samo się dzieje, tak naprawdę nie modeluje swego życia, ono samo się tak układa. 
 
Od szefowej wymaga się dystansu, braku emocji, chłodu i powściągliwości, tak zwanej poprawności politycznej, a ja taka nie umiem być. Mam świadomość własnego charakteru, znam wady znam i zalety. Kiedy ktoś zrobi mi przykrość, krzywdę kotu albo zrani drugą osobę, mówię mu o tym otwarcie, nie godzę się za zaklinanie rzeczywistości na potrzeby sytuacji. 
Myślę, że moja niepokorność ale i wiedza o zasadach i prawach mną kierujących, przyciąga tyle fantastycznych osobowości.
 
Ula konsekwentnie śle mi zaproszenia na swoje spotkania poetyckie. Z tym cudownym uporem, mimo wiedzy o moim zabieganiu, o zaległościach wciąż pamięta i dba o kontakt.
Ja to wszystko widzę, jej dążenie do rozmowy, radość z krótkiego nawet telefonu. Ogromną przyjemność sprawiają mi słowa: Izuniu jak miło Cię słyszeć... Czuję te dobre emocje...
 
Teraz czas gorący, jakieś zawirowania prywatne, mieszają się z aktywnością fundacyjną. "Jest gęsto" - jak to mówię określając jednym słowem wszystko, co dzieje się wokół mnie.
I znowu przyszło kolejne zaproszenie od Uli. Tym razem zaprasza na Wieczór w Przedsionku Literackim w Bibliotece Politechniki Łódzkiej. Jestem w kropce. 
Ula ma nadzieję, zaprasza osobiście, zachęca. Wiem, że dawno już nie miałam czasu dla Niej, mimo zmęczenia podejmuję decyzję - idę.
Jeszcze nadzieja, że może zmienię zdanie, jeśli nie znajdzie się chętna, by dotrzymać mi towarzystwa, w końcu to oficjalne wyjście.
Piszę więc do dziewczyn: Ula, nasza zaprzyjaźniona poetka, zaprasza, kto deklaruje iść ze mną?
No i oczywiście poszłyśmy obie z Renatką.
 
Piękny wiosenny bukiet sprawił Uli ogromną radość, a dla nas wielką przyjemnością były oczy które non stop zerkały w naszą stronę: radosne, promieniujące szczęściem, figlarnie się uśmiechały między jednym, a drugim wierszem. Wreszcie, kiedy przebrzmiały ostatnie strofy, Ula ściskając nas ćwierkała jak mała dziewczynka: jak się cieszę, ze was widzę, dziewczyny. To moje kocie mamy, przedstawiła nas wszystkim, moja ulubiona fundacja i poleciały super recenzje.
 
No i jak mogło być inaczej, zaraz znalazło się kilka osób, które miały kontakt z FKM. Żebyśmy choć raz nie narobiły zamieszania...
Wieczór autorski zakończył się jak zwykle akcentem kocim, to też specjalność firmy, zawsze jesteśmy w centrum uwagi, jakoś z  trudnością przychodzi zachować się nam poprawnie, znaczy anonimowo.
 
Wpis: 6.04.2015