Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Bo to taka ładna nazwa dla fundacji

 

Koty są naszymi przyjaciółmi, radością, tulimy się do ich kiedy ogranie nas smutek, powierzamy im swoje marzenia, opowiadamy o troskach i tak sobie razem żyjemy.
Tylko niekiedy pojawia się  problem. Czasem są tacy ludzie, takie osoby, które gdzieś tam po drodze swego życia napotkały trudności i nagle runął ich uporządkowany świat. Dzieją się w życiu rzeczy, na które nie mamy wpływu, przytłaczają nas różne sprawy, musimy jakoś sobie radzić, żeby całkiem nie zrezygnować z nadziei, że może jutro będzie lepiej, że coś się zmieni, że odwróci się zła karta...
Zajęci walką z codziennością, borykając się z kłopotami, stawiamy miseczkę z karmą ciesząc się, że jeszcze na to nam wystarcza...
Kocia natura jest niezmienna, ma swoje prawa i nie ma się o co gniewać.


Dwie uratowane kocice i kocur, nagle obdarzyły opiekunów dwoma miotami ślicznych kociąt, w sumie było 10 małych. I tak z dnia na dzień potroiła się ilość mordek do wykarmienia. Jak to się stało? Kiedy te koty tak szybko dorosły - dziwią się właściciele.

Przecież to kocie rodzeństwo, jak to tak? Ale wśród zwierząt panują inne prawa, tu związki rodzinne nie mają przełożenia na populację, w ten prosty sposób natura zabezpiecza się przed wyginięciem gatunku.

Trzeba to towarzystwo zabezpieczyć, nie chcę już więcej małych kociąt - padła decyzja opiekunki.
I z braku funduszy na zabiegi, czas płynął i kolejne kotki urodziły dzieci... Teraz już było 19 kotów!
I przerażenie, panika! Co dalej?

Zabieg kotki to średnio koszt 150 zł, kocura 100 zł. Więc na kastrację pojechały na początek 3 kocury. Dwa koty znalazły dom u znajomych, ale nadal jest ich dużo. Zbyt dużo do wykarmienia i rośnie 5 młodych zaraz i one zaczną się rozmnażać. To już zakrawa na dramat, kocią katastrofę!


Jakby mało było kłopotów…

Zaczęli szukać pomocy wszędzie, ale niestety żadna organizacja czy towarzystwo nie przyjmie domowych kotów, w dodatku chorych, bo jest przecież zima, a opał skończył się w grudniu...
Jednak kiedy ma się dobre serce i pomaga bez oczekiwania na splendor, pomoc zawsze przybędzie, magia kotów to sprawi! Kiedyś one zostały uratowane przed zagładą, nikt ich nie wybierał, nie grymasił na kolor, że wszystkie są czarne.
Człowiek o pięknym sercu wziął je na dobre i złe czasy do swego domu. I choć teraz jest ciężko, one są razem z opiekunami, nikt ich się nie pozbywa jak niechcianych rzeczy. A przecież sytuacja jest bardzo ciężka.
Jakoś tak przypadkiem pojawiła się nazwa Fundacji Kocia Mama.

Ktoś coś zasłyszał, sprawdził. No faktycznie, są w Łodzi takie dziewczyny, co opiekują się kotami. Tylko czy przyjmą nasze koty? Tydzień zajęło opiekunce podjęcie decyzji: kontaktować się z FKM czy nie?
Ale gdzieś tam non stop szeptał głos: spróbuj, co Ci szkodzi! Kocięta rosną i są chore, możesz na to spokojnie patrzeć?
Jeden telefon do prezesowej zmienił los całej, nie tylko kociej rodziny, ludzi też!
Na początek przyjechało do Łodzi pięć kociątek, taka młodzież 4-miesięczna.

Trzy kotki i dwa kocurki, wszystkie przeziębione, jedna - najmniejsza z dziewczynek - z ogromną przepukliną.

Koty były już w lecznicy, Kocia Mama dała wyprawkę, leki i sami opiekunowie zawieźli futrzaki do domu tymczasowego. Muszą mieć wiedzę, kto dalej przejmie opiekę, kto będzie się nimi zajmował i szukał domu. Tak jest najlepiej dla obu stron.
Dostali też leki dla tych, co zostały w domu - trzeba je przeleczyć, bo za trzy tygodnie przyjadą do Łodzi, Fundacja opłaci im niezbędne zabiegi.
Jest ich jeszcze osiem: pięć kotek i trzy koty, to mała bomba zegarowa, idzie wiosna, niebawem zaczną się kocie amory, trzeba szybko działać!
Obiecałam, że jak adopcje będą dobrze przebiegały, przyjmę do Fundacji jeszcze dwie najmłodsze kotki, tyle mogę.

Patrzyli na mnie oboje zdumieni, kiedy przedstawiłam im swój plan. Opowiedzieli, jak jechali kilka godzin zastanawiając się co dalej będzie z kociakami? Kim są te dziwne kobiety, co przyjmą ich koty? Jednak jak tylko zobaczyli mnie-szefową czekającą na nich przed lecznicą, wszelkie obawy zniknęły. Wiedzieli, że podjęli słuszną decyzję!

Na koniec opiekunka powiedziała żegnając się ze mną: Pani Fundacja ma nie tylko ładną nazwę! Jesteście niezwykłe! Dziękuję!
A ja, jak to ja: roześmiałam się!
Mam 5 cudnych, czarnych kotów do adopcji! Jeszcze tylko kilka dni i będą zdrowe! Zapraszam, pomagajcie, bo inne też czekają na przyjęcie. Jest zima, najtrudniejszy czas!

 

Wpis: 27.01.2013