Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Bezradność Szefowej


Założyłam Kocią Mamę, bo tak się ułożyło moje życie. Nie z nudów, nie dla lansu, nie po to by mieć dobre i złe atrakcje.
Po prostu mam ten defekt, że skupiam wokół siebie ludzi. Może bierze się to stad, że w każdym dostrzegam to, co ma najlepsze? Każdego przyjmuję z pakietem jego wad, zalet, ograniczeń, fobii i nawet dziwnych uprzedzeń. Nie oceniam, nie osądzam, nie krytykuję. Jeśli tylko działa spokojnie w grupie, pomaga Fundacji, jest społeczny i dba o dobre notowania firmy. Nikt nie jest wolny od wad, ja także. Odkąd mam Fundację i czuję szaloną odpowiedzialność za każdą wolontariuszkę, stałam się mniej niecierpliwa w działaniu, ostrożniejsza w ocenie, łagodniejsza w komunikacji.
Fakt jestem stanowcza, czasem apodyktyczna, wymagająca, ale także sprawiedliwa i bardzo wyrozumiała.
Mam niesamowitą organizację, wspaniałe dziewczyny, rewelacyjnych lekarzy i cudownych darczyńców.  
Miłość do kotów, powiedziałabym dość nietuzinkowy charakter oraz bycie rzemieślnikiem dało w sumie niezwykłą mieszankę, która jest napędem i motorem całej Kociej Mamy.
 
Moje marzenia dotyczą Kociej Mamy. Miałam świadomość potrzeby lamp bakteriobójczych i je mam! Wiedziałam, że wiele problemów rozwiąże posiadanie inkubatora i też go zdobyłam.
Cieszą mnie kocie prezenty. Karma dla kociaków zamiast imieninowego bukietu, drapak na gwiazdkę, zamiast czekoladek raduje mnie klatka łapka!
Od ponad 20 lat opiekuję się kotami. Po drodze, jakby przy okazji, powstała grupa tak samo nadwrażliwych idealistek.  One są moją podporą, motywem do działania, do bycia, mimo przykrości, wrogów, oszczerstw i ataków zazdrośników. Jestem Szefową, która otacza je opieką, chroni od całej tej podłości. Mam  także świadomość ich sympatii, oddania, przyjaźni, to też niecodzienne zjawisko.
 
Teraz jestem bezsilna! 
Nie lubię tego uczucia!
W Polsce od kilku lat zaprzestano produkcji leku, który ratuje kotom zagrożonym morderczym wirusem panleukopenii życie. Dotąd radziłam sobie. Ktoś życzliwy sprowadzał mi kocią surowicę Feliserin  z Hamburga do Szczecina, a potem kurierem cenna przesyłka otulona lodem jechała prosto do Kociej Mamy.
Kociaki miały szansę, a ja spałam spokojnie, bo przecież pracuję w oparciu o trzy Filie! Szczepionki czekały w lecznicach na sytuację kryzysowe. Pracując na rzecz bezdomnych trzeba być przygotowanym na różne przypadki.
 
Mam świetną grupę domów tymczasowych, lampy bakteriobójcze i środki dezynfekujące ale to zbyt małe zabezpieczenie. Dom skażony przez panleukopenię na rok musi być wyłączony z pracy.
Czy ja mogę sobie pozwolić na takie sytuacje? 

Muszę mieć te szczepionki, ale sprawa ich zdobycia nie jest taka prosta. 
Moje dziewczyny podróżują po całej Europie. Maryla już nie raz kupowała mi w niemieckich aptekach leki specjalistyczne, które u nas, z powodów niezrozumiałych, wycofano z produkcji. Polska jest krajem absurdu. Daleko nam do kultury pracy porównywalnej z krajami Europy zachodniej. Starając się działać w oparciu o nowoczesny standardy, napotykamy tysiące trudności. 
Jestem wściekła!
 
Kiedy miałam kaleką Ajlawiu, życie uratował jej lek przywieziony z Niemiec- MYCHOLINE-GLENWOOD. Kupiłam go więcej, nauczona doświadczeniem.
ROFERON - zdobyty cudem zalega w naszych lodówkach. Przynosi rewelacyjne efekty u kociaków, którym koci katar niszczy oczy.
Ale Feliserin trzeba zakupić poprzez lecznicę weterynaryjną i tu napotkałam mur.
 
Dlatego w akcie desperacji napisałam ten apel o pomoc, do moich znajomych, przyjaciół, miłośników kotów i sympatyków FKM. Pomóżcie proszę mi kochani, szukajcie dojścia do życzliwej duszy, która pomoże kotom bezdomnym w Polsce.
Nie chcę darowizny, ja te szczepionki kupię, ale z miłości do kotów, litości dla moich dziewczyn, żeby nie musiały tych mruczków żegnać, żebym ja mogła spać spokojni, wolna od koszmarów, starajcie się mi jakoś pomóc!
 
Wpis: 27.10.2015