Bez tremy
Kiedy przychodzą do mnie, są ciche, nieśmiałe, jakby odrobinę zakłopotane. Zdziwione, że jest tu tak normalnie. Tyle bowiem się naczytały o fundacji, że kiedy już odważyły się przyłączyć, by działać, kiedy znalazły się w tej specyficznej grupie, długo nie mogą ochłonąć ze zdumienia, jak łatwo tu się pracuje.
Żadnych nakazów, ograniczeń, pełna dowolność działania, ale normowana naszym kocim kodeksem.
On jest czytelny od zawsze. Niezmienny. Przestrzegany niezwykle konsekwentnie.
To chyba nas najbardziej różni od innych organizacji, umiemy nazwać dokładnie, to co czujemy, jesteśmy czytelne w komunikacji i pozbawione obłudy, jeśli coś nas irytuje zwyczajnie o tym mówimy. Dawno już wszystkie wolontariuszki zrozumiały, że w Kociej Mamie zbyt dużo się dzieje, byśmy miały cedzić słowa lub czekać aż ktoś się domyśli, co się nagle urodziło w głowie koleżance.
Weryfikacja pomysłów trwa na bieżąco i w tej dziedzinie panuje całkowita demokracja.
To samo dotyczy edukacji.
Jest grupa dziewcząt, które są niesamowite w kontaktach podczas spotkań z dziećmi czy młodzieżą. Nie raz już opowiadałam o ich dużej wiedzy z zakresu życia kotów, ale przecież miłość do futer nie ogranicza nas w żaden sposób w posiadaniu innych stworzeń. W naszych domach wraz z kotami mieszkają psy, żółwie, chomiki, fretki i króliki, rybki pływają w akwarium, na balkonach czy ogródkach ustawiamy karmiki.
W takiej atmosferze skierowanej totalnie na zwierzaki, żyją i wychowują swe dzieci moje wolontariuszki. Trudno zatem się dziwić, że ich wiedza nie jest wyłącznie z książek zaczerpnięta, a wzbogacona o codzienne obserwacje, ma znamienny wpływ na szkolną edukację jaką prowadzimy.
Czynnikiem jeszcze ważniejszym jest ich elokwencja, opanowanie, umiejętność kontrolowania sytuacji i stymulacja zachowaniem młodzieży słuchającej kocich pogawędek. Możnaby się pokusić o stwierdzenie, że moje wolontariuszki są świetne w pro zwierzęcej manipulacji.
Faktem jest, że naszą największą zasługą jest to, że dzieciaki i młodzież zaczynają się z nami identyfikować. Moje wolontariuszki nie zabiegając o to, są wzorem i przykładem, jak godnie traktować zwierzaki, jak efektywnie współdziałać w grupie, jak łączyć naukę czy pracę ze społecznymi pasjami.
Jakie były te pierwsze zajęcia w Szadku?
Dla mnie typowe, ani lepsze ani gorsze. Nie zebrałyśmy żadnej karmy, ale w tym trudnym środowisku Fundacja pełni inną misję.
Nie możemy mieć żalu do dzieci o sposób, w jaki dotąd zostały wychowywane. Naszą rolą jest rzucenie przysłowiowego ziarna i tak musimy porcjować wiedzę, by ukształtować istotę na naszą modłę. Szanującą koty i wszelkie zwierzaki. Wszystko bowiem co łączy się z nakazem, przymusem często odnosi wręcz odwrotny skutek.
Musimy zrozumieć jedną kwestię: nasze postrzeganie zwierząt jest totalnie inne niż u dzieci ze środowisk wiejskich i nie należy nikogo o ten fakt obwiniać. Dla nas codziennością i normą są setki aut na ulicach, tramwaje i uciążliwe korki.
Dzieci wiejskie mimo zdobyczy techniki na co dzień oglądają inny pejzaż, lasy, pola, łąki i traktory. Koty, psy, krowy i konie są dla nich zwierzakami gospodarskimi, dlatego musimy mieć świadomość, jak rewolucyjne są dla nich nasze przesłania o szacunku i prawie do ich godnego życia.
Ta misja, mająca zmienić ich mentalność, jest najważniejszym zadaniem i misją spotkań edukacyjnych, a że my uparte jesteśmy, i bardzo konsekwentne, nadal będziemy ten temat drążyć.
Wpis: 26.01.2016