Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Akcja ratująca życie


"Wreszcie zbliża się ku końcowi ten koszmarny rok" myślałam z ulgą, jednocześnie zapisując na kartce niezbędne wigilijne produkty. Nigdy nie wiem, kiedy zadzwoni fundacyjny telefon, czy ktoś będzie zabiegał o pomoc, jak jestem w markecie, u lekarza czy na towarzyskim spotkaniu. Tu nie są przestrzegane żadne zasady, opiekunowie zwierzaków nie szanują naszej prywatności i prawa do odpoczynku, bez żenady zaburzają naszą pracę, niedziele i święta.
W sumie przestało nas to już nawet złościć, po kilku latach pracy w wolontariacie mało co nas dziwi, oburza czy denerwuje.
Środa, jeszcze kilka dni i Wigilia.
Fundacja pracowała spokojnie, nie było żadnych większych atrakcji, domy tymczasowe zaopatrzone w wyprawki. Grudzień to czas, w którym opiekunki bardzo uważnie  weryfikują każdą próbę adopcji, zakaz wydawania kociaków jako żywe prezenty obowiązuje od lat, nie muszę o nim przypominać. 
Dziewczyny przekazywały sobie koty, czas Świąt to też czas wyjazdów, małych urlopów i zaległych wakacji.
"Jaka cudna ta moja ekipa, wreszcie wszystko samo działa!" myślałam szukając przepisu na pierniki.

Telefon... Dzwoniła Daria, lekarka z Vedmedu:
- Ja z zapytaniem - zaczęła oficjalnie, ale głos miała przerażony.
- Co się stało? - Zapytałm zaniepokojona, dziewczyna zazwyczaj jest uosobieniem spokoju.
- Właściciele oddali mi z zamiarem uśpienia sukę, ma 4 lata, jest rasowa, owczarka długowłosa, miła, łagodna, domowa...
- Ja zajmuję się kotami - przypominam stawiając wyraźną linię - Nie znam się na psach.
- Wiem, ja bardziej z poradą, pani ma przecież ogromne doświadczenie...
Nie jest to łechtanie mego ego, oporna jestem na takie posunięcia, zresztą Daria wie o tym dobrze.
- No to opowiadaj dziecko, zanim schrzanię to ciasto. Co jest nie tak z tą suką, że teraz akurat właściciele podejmują tak drastyczną decyzję? Czas świąteczny, czas kolęd, prezentów i wyciszenia raczej nie skłania nas do takich działań...
- Znam sukę od kilku lat, ma chorą trzustkę, musi otrzymywać systematycznie leki i jeść określoną karmę, wtedy uchroni ją się od permanentnych biegunek, które zaburzają opiekunom życie. Oni twierdzą, że owczarka brudzi strasznie, nie trzyma kału, nie sygnalizuje potrzeb. Nie chcą jej, została w lecznicy na obserwacji. Co ja mam zrobić, pani Izo? Nie mogę jej uśpić, ale do właścicieli dla swojego dobra wrócić nie może. Gdzie mam szukać pomocy? Jestem w potrzasku, koty szaleją w lecznicy, suka domaga się pieszczot, zaraz oszaleję!!! 
Słowa płynęły z prędkością światła prawie...
- Nie tak szybko, daj mi pomyśleć!!! - wreszcie udało mi się przebić - Uporządkujmy informacje. Ja pytam, ty wyjaśniasz, coś mi się w tej opowieści nie klei. Pierwsze - od kiedy ma chorą trzustkę?
- Od urodzenia, powinna zażywać leki, ale wątpię w systematyczność ich podawania.
- Kiedy suka była ostatni raz w gabinecie?
- Jakiś rok temu, pani pojawiała się tylko po recepty.
- To dlaczego teraz zapadła ta decyzja o uśpieniu? 
- Podobno zabrudziła całe mieszkanie i rodzina odmówiła przyjazdu na Święta.
- Czyli mały szantaż emocjonalny motywujący do oczekiwanego działania, brzydko, ale to nie pierwszy przypadek jaki znam. - wyjaśniłam. - A jak wygląda sierść suki?
- Pięknie, jest błyszcząca, wyczesana, pachnąca, nic nie sygnalizuje niedoborów czy braku witamin, wygląda jak okaz zdrowia.
- A naprawdę ma biegunki? Opisz mi proszę jej odbyt...
Wiemy obie jak wygląda, gdy zwierzę ma przewlekłe problemy.
- Wszystko wygląda normalnie.
Czyli wszystko jasne. To nie biegunki są przyczyną!!! Chcieli uśpienia psa z innego powodu! 
- Nic nie zrobię, mam związane ręce. Żebym mogła jej pomóc, muszę mieć pisemne zrzeczenie byłych właścicieli do prawa opieki nad sunią. Działaj w tym kierunku. Niech pobędzie na obserwacji w lecznicy, zobaczymy ile prawdy jest w tych opowieściach.
- A gdzie ją umieścimy jakby co? Idą święta... - Daria była  już spokojniejsza, słyszałam nutkę optymizmu w jej głosie. 
- Ja wracam do ciast, doktor dzwoni i załatwia zrzeczenie, od czegoś musimy zacząć. Plan ulokowania suki już mam, tylko teraz muszę mieć określony papier.
 
Kilka godzin później telefon zadzwonił ponownie. 
- Pani Izo, mogę? To znowu ja. Mam papier, zrzekli się, nie było żadnych problemów i co ważne, suka była na spacerze, sygnalizowała, że chce wyjść, zakopała kupę jak robią to koty, ona nie ma żadnej biegunki! Fakt, nie jest typowy psi klocek, ale jak podamy właściwe leki, będzie wszystko w normie. Jak zwykle miała pani rację, jak pani to robi? 
- Intuicja, lata pracy - wyjaśniłam - Oraz kojarzenie faktów.
- To ja, lekarz, na to nie wpadłam...
- To oczywiste, pani była zbyt zaaferowana, a ja oceniałam sytuację z innej pozycji, choć fakt, nawet w kryzysowych chwilach rzadko tracę głowę.
- Co my z nią zrobimy?
- Trzeba kupić właściwą karmę, zaopatrzyć w leki i jak dobrze pójdzie, pojedzie do Szadku. Zapytam Wiolę i Maćka czy ją wezmą, nie mogę za nich decydować. 
 
Jest kojec, są dwie budy, ale  jak się zachowa typowo domowa sunia w nowym otoczeniu? Dotąd była jedynaczką mimo uciążliwości jednak mieszkającą w domu, teraz czeka ją pobyt w zamknięciu i towarzysz bez prawa wyboru, trudna sytuacja.
 
 
- Też sobie wybrał pan porę na bycie dobrym. - strofowałam ojca Darii, kiedy pakowałam wyprawkę dla kotów Wioli, w końcu mieli po drodze, bo i tak wieźli sukę do Szadku, pomogli zatem trochę Fundacji. - Dwa dni przed Wigilią, wykończy mnie ta fundacja! No nie wierzę, koniec świata!!!
Na przednim siedzeniu w objęciach Amandy, pracownicy Vedmedu, siedziała sprawczyni całego zamieszania. Śliczna, podpalana  na czarny brąz niemiecka owczarka, a w foteliku z tyłu auta spała córcia Darii. Pokręciłam głową.
- Chyba w korcu maku żeśmy się szukały, kolejna oddana zwierzakom bez opamiętania.

Mija już tydzień od pobytu suni pod opieką u Wioli i Maćka. Uczą się siebie, nowa rzeczywistość jest odrobinę trudna dla nas wszystkich, nie umiemy zwierzakowi wytłumaczyć zmian, jakie zaszły w jej życiu.
Misiek wyniósł się z kojca. Sunia tęskni za  dawnymi opiekunami.
Jest na weterynaryjnej karmie, czekamy na działanie leków.

Miła, posłuszna, odrobinę zdystansowana, wystraszona, ale ciekawa. Rokuje dobrze, bo ładnie nawiązuje kontakt z ludźmi. 
Trwa aklimatyzacja.
W perspektywie jest sterylizacja, najpierw jednak zobaczymy jak organizm reaguje na leki.
Na imię dostała Magia, bo raz - jest niezwykle piękna, dwa - uległam czarowi chwili, jakoś szykując się do tych najpiękniejszych Świąt nie umiałam twardo powiedzieć "Jestem Iza Kocia Mama, to chyba wszystko wyjaśnia"... 
Suka dostała od nas nowe życie w prezencie. Mam nadzieję, że los z nas nie zakpi, że będą dobre efekty zapodanej kuracji, że znajdziemy jej dobry dom, że jak zwykle spadnę z tą suką na cztery łapy. Myślę, że skoro od lat koty wspierają psiaki, tak będzie i tym razem, bo przecież zawsze powtarzam, że one, te biedne, odrzucone i niekochane zawsze mogą liczyć na naszą pomoc.
 
 
Co mogłam to zrobiłam, na ile mogłam logistycznie zabezpieczyłam. Teraz jak zwykle przechodzę do sedna czyli kwestii, w której możecie mnie kochani wesprzeć, zatem zapraszam do udziału  aukcji. 
Zbieramy na leki wspomagające pracę trzustki, na karmę zapewniającą właściwą dietę, na sterylizację, pakiet szczepień i zachipowanie.
Tak, też podzielam wasz gniew! Zgadzam się z opinią! Szkoda, że ludzie kupując piękne rasowe zwierzęta, nie potrafią zapewnić im stosownej opieki.
 
Wpis: 31.12.2016