Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Adopcja Kaśki


Kilka lat temu, kiedy nie było jeszcze Kociej Mamy, koty, które wydałam do adopcji, zapisywałam w notesie. Przyczyna była prosta, nie byłam podmiotem prawnym, nie miałam żadnej organizacji, nikt wtedy jeszcze nie marzył, by koty bezdomne przekazywać w oparciu o pisemną umowę. Jednak instynktownie czułam, że muszę mieć jakiś ślad gdzie i komu przekazuję kota. Nie żebym opiekunom nie ufała, przeważnie grono osób było mi znane, kontakt otrzymywali od zaprzyjaźnionych lekarzy bądź ludzi, którzy już mieli moje koty.
Kwestia formalna adopcji zabieranych z podwórek kotów spędzała mi sen z powiek i nie bardzo wiedziałam jak ją rozwiązać. Dyskutowałam problem z różnymi ludźmi, rozważałam możliwe rozwiązania.
Sprawę radykalnie załatwił mój przyjaciel, szybko, prosto, typowo po męsku: dał mi mały, niepozorny notes mówiąc:
- Zanim się zbierzesz i założysz fundację, pisz tu wszystkie adresy i dane poznawanych osób. 
- No tak, a jak mi ludzie wyskoczą z tekstem o ochronie danych osobowych? 
- Koty są Twoje, proste! Nie musisz ich oddawać jak nie masz przekonania, wytłumacz swoje zachowanie, a na pewno spotkasz się ze zrozumieniem. Zresztą poradzisz sobie o to jestem spokojny. Ty o  kota potrafisz nieźle walczyć, przekonałem się na własnej skórze - roześmiał się głośno - nikt mnie w życiu tak do kąta nie postawił jak jedna niepozorna kociara. 

Jak się okazało miał rację!
Kilka lat zapisywałam wydawane koty i dane ludzi, którym je przekazałam. W sumie mało osób zgłaszało jakieś uwagi i w momencie kiedy dojrzałam do założenia fundacji, rolę notesu przejęły umowy adopcyjne.
 
To my byłyśmy pierwsze, które się odważyły spisywać dane. Ludzie przyjmowali to różnie. Z czasem po Łodzi zaczęły krążyć dziwne opowieści, że od Milińskiej nie dostanie się kota bez podpisania umowy i przekazania wsparcia. Jedni zazdrościli pomysłu i odwagi, inni pukali się w głowę konkludując: zostanie z tymi kotami, szalona kobieta, ludzie boją się zobowiązań, a ona wymaga jakiś deklaracji o szczepieniu i leczeniu, ma pomysły, niech się cieszy, że pozbywa się kota... Takie opinie nie były w stanie zmienić mojej decyzji. Wiedziałam, że postępuję słusznie.
 
Z czasem umowa uległa modyfikacji, my zapewniamy lepszy standard wydawanym kotom, możemy być z tego faktu dumne.
Teraz ludzie chętnie podpisują z nami umowy, korzystają z dobrej kondycji firmy, bo mają ulgę w zabiegach zabezpieczających przed rozmnażaniem ale i leczeniu kotów chorych, które adoptują.
 
Każdy wie doskonale, że Kocia Mama szczególną opieką otacza koty kalekie i powypadkowe, jeśli znajduje się osoba chętna pokochać takiego delikwenta, ja sama podpisuję z nią umowę, by szczegółowo omówić poszczególne punkty i ustalić zakres wsparcia.
To jest uczciwe zachowanie. Koty kalekie bądź ułomne zawsze należą do trudnych adopcji, nawet jeśli rehabilitacja dalsza nie jest przewidziana, nie jesteśmy w stanie przewidzieć przyszłości. Mam świadomość, że taka postawa nie przysparza mi zwolenników, ale cóż, liczy się kot i jego dobro.
 
Tym razem spotkałam się z Małgorzatą, by omówić adopcję Kaśki.
Kaśka, starsza już, 12 letnia kotka, z uwagi na uraz biodra nie może być wychodząca. Ustaliłyśmy lecznicę, która będzie opiekowała się kicią, Małgosia zaś zobowiązała się zabezpieczyć okna siatką, by uniemożliwić ewentualną ucieczkę Kaśce.
Kotka nie jest agresywna, ale ponieważ przez lata była bezdomna, nauczona jest bycia na dworze, a piętro, na którym teraz mieszka, może stanowić zagrożenie dla jej bezpieczeństwa. Przecież kotu nie jesteśmy w stanie nic wytłumaczyć ani zabronić. Dlatego trzeba radykalnie wykluczyć pomysł szukania możliwości wyjścia z domu.
 
Wpis: 19.03.2015