Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

"Retkinia story" czyli opowieść o rodzinie balkonowej

 

Jest to historia z cyklu: można wszystko, jeśli się chce albo interwencja godna polecenia.

W sumie nie wiem, która nazwa jest lepsza, najważniejszy dla mnie jest fakt, iż wreszcie nasza praca przynosi efekty - takie, które są dla mnie wyznacznikiem zaufania dla Fundacji, jej wiarygodności i popularności wśród miłośników kotów.
A zaczęło się niewinnie - Bohaterkami są dwie Anki - zwolenniczki kotów, jedna ma kota z naszych trudnych adopcji, druga Anna to wolontariuszka zajmująca się profilem FKM na portalu społecznościowym Facebook.
Każdy wie, a i ja sama nie czynię z tego tajemnicy, że mam zbyt dużo spraw wymagających mojej uwagi i dlatego wszelkie obowiązki, jakie tylko mogę przekazuję do wykonania koordynatorkom i wolontariuszkom. Nie jestem taką szefową z tych, co wszystko wiedzą najlepiej. Umiem i lubię rozdzielać zadania i funkcje, bo to jest właściwa droga, by mieć tak prężnie działającą Fundację. Tu się nikt nie dubluje z pracą, ja nie poprawiam po dziewczynach interwencji. Nawet jeśli się pomylą niekiedy, trudno, jest to w sumie ich dorobek, wiedza niezbędna do fachowej pracy, doświadczenie, które je tylko wzbogaci. Mądra szefowa nawet porażkę czy też potknięcie umie wykorzystać pozytywnie, to tylko ode mnie zależy jak zinterpretuję dane wydarzenie.
Muszę mieć świadomość, że moje wolontariuszki i tak mają zawsze fundowany szybki kurs socjalizacji i aklimatyzacji, a potem już tylko następuje praca na wysokich obrotach, tego wymaga ilość problemów i skala pomocy skierowana na rzecz kotów.
Tak więc pewnego dnia otrzymałam informację, iż jest wiadomość na Facebooku, że na balkonie na Retkini okociła się kotka. Szefowa, co mam odpisać pyta Ania?
Zatem tłumaczę, bo to jest nowe jej działanie: napisz dziewczynie - niech kotce zapewni spokój, ciszę, pełną miskę, ociepli pudło, w którym mieszkają kociaki i czekamy 6 tygodni. Potem maluchy pojadą na odrobaczenie i do Fundacji, a mama na zabieg, nie będzie już miała więcej kociąt.
Anna -  opiekunka osesków była przerażona! Jak to? Zimą kociaki i matka na dworze! Co to będzie?
A ja na to spokojnie - to nie koniec świata. Kotki to dobre matki, kiedy nie muszą polować, przebywają non stop z dziećmi, wygrzeją je, wykarmią, dajmy im tylko poczucie bezpieczeństwa.

I tak sobie Anki korespondowały, w sumie uczyły się obie, jak postępować w nowej dla nich sytuacji, ja tylko czuwałam nad wszystkim. Czas płynął, kociaki rosły, w pewnym momencie do rodziny dołączył tatuś-kocur i już mamy komplet na balkonie. Zrobiła się kocia opowieść z happy endem!
A Anki piszą dalej, wymieniają spostrzeżenia, kotka-matka na tyle poczuła się bezpieczna, że Ania zaczęła robić zdjęcia i mamy możliwość oglądania, jakie cuda się wyprawiają na balkonie gdzieś na Retkini.
Jak to mieszkanki nie korzystają z balkonu, bo koty muszą mieć ciszę! A maluchy rosną sobie spokojnie dalej!
I mija szósty tydzień od pierwszej wiadomości, a po drodze, kiedy były chwile, że kotka opuszczała dzieci - zwyczajnie, żeby pobiegać czy też załatwić potrzeby fizjologiczne, Ania pisała do mnie: Pani Izo, jak Wy to wytrzymujecie? To jest kosmos! Jaką trzeba mieć psychikę i odporność, żeby to znosić? Taką niepewność...
A ja jej na to - spokojnie moja droga, wystarczy tylko odrobina rozsądku, trochę wiedzy o zachowaniu kotów, no i ogromna do nich miłość, inaczej nie można by tu pracować! Bo faktycznie można by się zadręczyć. Koty są mądre, to dobre matki, zaufaj mi proszę!
Teraz Ania zakończyła swoją opiekę i komunikację z drugą Anią, przejmuje pałeczkę Magda! To ona poprowadzi ją dalej, pomoże złapać kocich rodziców na zabieg, przyjmie kociaki i znajdzie im domy.
Dziewczyny uzupełniają się, troszczą się o Anię - posiadaczkę balkonu i uczą ją przy okazji schematu, według którego zawsze postępujemy. I nie jest to zbędna praca, bo dziewczyna już będzie wiedziała, jak się zachować, kiedy następna kotka wybierze jej balkon. A koty? Cóż, mówiłam już - są mądre, one wiedzą kogo wybrać... czyli obawiam się, że za czas jakiś znowu otrzymam maila: Pani Izo, mam kotkę na balkonie, są małe, idę znaną mi ścieżką, odezwę się za 6 tygodni! Proszę przygotować dom na przyjecie rezydentów! A ja albo Ania odpiszemy: brawo - życzymy powodzenia, czekamy na zdjęcia i do usłyszenia we właściwym czasie! Mylę się, źle prorokuję? Chyba raczej nie!

 

Wpis: 4.04.2013