Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Lato

  • fot. Maciej Szymczak
    fot. Maciej Szymczak
  • fot. Bogdan Rogulski
    fot. Bogdan Rogulski

Kiedy pada hasło "Lato", wyobraźnia podsuwa nam piękne obrazy morza, gór, jezior i lasów. Jest to czas wszelkich atrakcji - planujemy eskapady, podróże, kupujemy tysiące niepotrzebnych pamiątek z wojaży, znajdujemy różne dziwne rzeczy, odwiedzamy miejsca, o których marzyliśmy. Niby powinniśmy odpoczywać, mieć czas na relaks, a tak naprawdę wracamy z głowami pełnymi wrażeń, powtarzając stary jak świat banał: wszędzie dobrze, ale najlepiej w domu!
I odpoczywamy po urlopie, oglądając przywiezione zdjęcia, zrobione ku pamięci, cieszymy się, że dopisało słońce, czasem narzekamy na zbyt często padający deszcz, ale generalnie jesteśmy zadowoleni, uśmiechnięci i z zapasem sił wracamy do szarej codzienności.

Lato dla Fundacji jest także okresem wyjątkowym - to czas samych niekoniecznie miłych atrakcji. W sumie z nich samych składają się letnie miesiące, więc kolejno opowiem o każdej.

Lato składa się z kilku sezonów i nadmiaru atrakcji.

Sezony są banalne, wynikają z mentalności, jaką prezentują pseudo miłośnicy zwierząt i braku wyobraźni, a walka z nimi przypomina książkową walkę Don Kichota z wiatrakami. Jak uświadomić opiekunowi kota, że na czas jego wyjazdu można zorganizować opiekę dla futrzaka? Można poprosić sąsiada, koleżankę, by zajrzeli raz na dzień, postawili miseczkę z karmą, pogłaskali kota. Jest przecież jakaś babcia czy ciocia, funkcjonują hotele dla zwierząt, w ostateczności można futrzaka ze sobą zabrać, a nie porzucać.
 
Często się zdarza, że w planach wakacyjnych zapominamy uwzględnić kota.
Spakowali, zaopatrzeni w dobre humory i kremy z filtrem, po drodze, w lesie czy na poboczu, wysadzamy kochanego dotąd kota -niech idzie na autostop! Jest miły i łagodny, poradzi sobie, a może ktoś się ulituje i przygarnie? A my jedziemy dalej kompletnie beztroscy, bez najmniejszych wyrzutów, bo i jak mają być? Przecież nikt nie przywiązał kota do drzewa ani nie zaprowadził na eutanazję, nie jest taki stary, może ktoś go przygarnie...?
 
Z początkiem wakacji Szefowa ogłasza alarm w Fundacji: dziewczyny bądźcie czujne, sezon na kota porzuconego uważam za otwarty... I jak na zamówienie, jakby czekano na to hasło, następuje lawina telefonów...
Dzwonią sąsiedzi, rodzina, ludzie postronni...
Schemat jest jeden - opiekunowie wyjechali, kot się błąka, nie znają albo nie chcą podawać daty powrotu opiekunów. Prośba ta sama - zabierzcie kota, bo oddam do schroniska. Często przyjmujemy, cóż mamy począć? Godzimy się na szantaż mając na uwadze dobro kota.

Są jeszcze koty porzucone, bo ukochany dotąd opiekun decyduje się na wyjazd za chlebem za granicę i niestety nie stać go na wydatki związane z przygotowaniem futrzaka do drogi: paszport, pakiet szczepień - ależ tam mają wymagania! Wymyślają, przewraca im się w głowach z dobrobytu! Komizm sytuacji jak z kiepskiej tragifarsy! Sami przecież wybrali dany kraj, jako miejsce, gdzie może odniosą sukces! Ludzie i ich pokrętne argumenty powodują, że wolimy zaniechać wszelkich komentarzy. Szkoda energii na zbędne konflikty, te koty także przygarniane są pod skrzydła Fundacji.

W domach tymczasowych jest już pełne obłożenie, a lato jeszcze nie jest na półmetku. Pojawiają się sygnały zewsząd o miotach kocich osesków. Szefowa ogłasza kolejne sezony, teraz już kompleksowo - sezon na listę kotów oczekujących do przejęcia - czyli liczymy te, które trzeba zabrać, karmicieli prosimy o zapisanie daty narodzin kociąt i kontakt z Fundacją, gdy maluchy skończą pięć tygodni. Kolejna lista to spis kociąt czyli stan faktyczny kotów obecnych w FKM - jest to obraz "zakocenia" przedszkoli z malcami oczekującymi na adopcję wraz z tymi przebywającymi w lecznicach. 
Jest szczyt sezonu wykocenia, domy zapełniły się błyskawicznie, potencjalni chętni podróżują, karmiciele kotów również myślą o wyjazdach, proszą o przejęcie opieki, robi się gęsta atmosfera, nie tylko od temperatury powietrza... Mamy wrażenie, jakby wszystkie koty świata czyhały na nas, jesteśmy przemęczone, przytłoczone ogromem próśb o interwencję. Zaczynamy nerwowo reagować na ludzkie żądania, dzwoniące telefony, na żale, na pretensje, wymówki, czujemy się rozgoryczone postawą ludzi, ich brakiem aktywności i chęci współpracy.

Szefowa, Magda-prezesowa i Emilka głowią się jakby opanować problem. A ludzie cały czas dzwonią, my rozkładamy bezradnie ręce, wołamy do ludzi: pomagajcie, włączajcie się do pracy! 
Karmicieli prosimy o spokój, o zrozumienie, o aktywność, ale to nie oni są Fundacją, oczekiwania są jednoznaczne, bezlitosne i twarde - "to wy jesteście kocie mamy, zatem tylko sygnalizujemy problem"... 
Mało kto jest chętny, żeby choćby na moment się włączyć. Nieważne, iż domom tymczasowym wszystko się zapewnia - karmę, żwir, opiekę medyczną, nawet zabawki dla maluchów. Fundacja to instytucja, jednostka do odbioru znalezionych kotów... Tak postrzega jej powinność przeciętny obywatel, czyli otwiera się temat na zajęcia edukacyjne.

O lekcjach i pogadankach w sezonie letnim zapominamy, nikt nie ma czasu ani siły na te spotkania.
Domy przepełnione małymi kotami. Dodatkowo bardzo często są to mioty chore, zatem spędzamy długie godziny na kroplówkach w lecznicach, podajemy leki, robimy zastrzyki. Przezwyciężamy własne traumy. Dziewczyny wymieniają się spostrzeżeniami: "kiedyś bałam się kotu podać tabletkę, teraz robię zastrzyki"; "Ja umiem wkuć się w żyłę"... Mnie pytają goście, co to za hak wisi przy lampie i dziwnie patrzą kiedy wyjaśniam, że to stelaż do kroplówki...

W międzyczasie chodzimy do pracy, sprzątamy kuwety, czytamy dzieciom bajki przed snem, smarujemy pokąsane dłonie, gotujemy obiad, odbieramy setny telefon z wymówkami, wyjmujemy w ostatniej chwili ciasto, uf... udało się, w ostatniej chwili.

Lato w pełni, a my jesteśmy wykończone - nie bójmy się tego słowa, ono i tak nie odda w połowie stanu naszej psychiki i emocji.
Zaczynamy nerwowo reagować na dzwoniące telefony. Czyż nie ma innych fundacji, dlaczego każdy zmierza do nas?
Narada urlopowa ludzi Fundacji, czyli Zarządu i Rady, to także już tradycja. Na początku lata Szefowa pisze zapytanie: dziewczyny, kiedy planujecie wyjazdy -  musimy ustalić zastępstwa. Do tego dochodzi następna ważna lista - kiedy która wolontariuszka planuje wyjazd urlopowy czyli zachowania wzorem PRL-u. To już zakrawa na komedię! Czy to jest nadal wolontariat? Żeby nie można było tak po prostu spakować się i wyjechać? Nie!!! Bo FKM to jest kombajn, to machina, która pędzi, a żeby wszystko przebiegało sprawnie, potrzeba dobrej logistyki.

Jeszcze jedna lista, powstała z potrzeby chwili, tym razem prośba skierowana jest do Ani, która wypożycza klatki łapki: rób kochana spis, gdzie są matki karmiące, mogą się przydać jakby nie daj Bóg... Szefowa woli nie wywoływać złego, miesza się już rzeczywistość z przesądami, kiedy mamy sytuację kryzysową czasem człowiek bardzo racjonalny zaczyna się modlić o cud! 
Ania i jej kontakt z karmicielami ma bardzo duże znaczenie w pracy Fundacji. Relacje są bardzo poprawne, sprawdza się dziewczyna fantastycznie, bo odkąd przyjęła to zadanie, na interwencje łapania kotów Fundacja jeździ sporadycznie. Ania rewelacyjne szkoli i uaktywnia w tej kwestii opiekunów i karmicieli futrzaków, dla mnie to nieoceniona pomoc.
Atrakcją wątpliwą są niesamodzielne kociaki. Przyczyna zawsze jest podobna - nagła śmierć kotki matki - wypadek lokomocyjny, zagryzienie przez psa, otrucie, zaginięcie bez wieści... Kociaki trzeba podłożyć zastępczej matce i tu nieoceniona jest lista Ani z informacją, gdzie rezyduje dzika kotka.

Następne letnie atrakcje, to wypadki lokomocyjne. Koty jak ludzie, nagle poczuły ochotę na podróże, tracą czujność, ostrożność i mamy pacjenta kwalifikującego się do operacji kostnej. Jakby mało było wydatków związanych z ilością posiadanych kociąt, cóż...

Swoje epidemie ma każde lato. Był czas kaliciwirozy, panleukopenii, kociego kataru - dziwnej mutacji opornej na stosowane leki, analogia do ludzkiej grypy, co roku inna mutacja, bądź tu mądrym, nie ma szansy na nudę.

Lato to czas dla mnie najgorszy. Z jednej strony skupiam się na zapewnieniu domom tymczasowym właściwej opieki, a wiąże się to z ogromnymi wydatkami finansowymi. Z drugiej tak zwany czynnik X sprawia, że następuje dzień, kiedy całe planowanie okazuje się niepotrzebne, jedno wydarzenie przewraca do góry nogami ustalony porządek i aby nie doszło do zamieszania, musimy improwizować. Najgorsze jest to, iż każde lato jest jedną wielką improwizacją i tak naprawdę mimo szczerych chęci, nigdy nie jesteśmy w stanie w 100% wszystkiego ustalić, opanować, nadzorować i chyba dlatego ta szalona pora tak bardzo nas cieszy, ale i męczy emocjonalnie.

Może być dziwnym fakt, że z radością witamy koniec lata, totalnie zmęczone, czekamy na jesień.
To zakrawa na paranoję, a jednak tak się dzieje!
 
Wpis: 16.09.2013